The Prodigy – No Tourists wymiata! Recenzja płyty

The Prodigy - No Tourists recenzja płyty

Petarda! Ojapier…! Yyy… a… zaraz. Żeby nie było tak że z grubej rury od razu piszę, najpierw wstęp, a potem uzasadnienie mojej radości.

Fanów The Prodigy można podzielić na dwie grupy. Na tę sprzed 1997 roku i tę po tej dacie. Dlaczego? Dlatego, że po roku 1997, po wydaniu trzeciego albumu “The Fat of the Land”, zespół zmienił kierunek muzyki, który od tego momentu z każdym nowym albumem brzmiał inaczej, wyznaczając nowe trendy. Jestem w tej grupie, która wychowała się na muzyce The Prodigy od samego początku istnienia zespołu, lecz po 1997 roku pozostałem dalej ich fanem, obserwując jak ewoluują kreując nowe kierunki muzyczne. Dziś (2 listopada 2018), z okazji premiery najnowszego albumu The Prodigy – “No Tourists”, jest okazja abym podzielił się recenzją, jednocześnie wyrażając ogromne zadowolenie z faktu głębokiego ukłonu zespołu w stronę brzmienia z okresu swoich początków.

Kaseta The Prodigy No Tourists

Album The Prodigy – No Tourists jest powrotem do korzeni muzycznych zespołu

Starsi fani The Prodigy, wychowani na breakbeatowych rytmach i brzmieniami rave kultowego zespołu znajdą się w grupie osób, które pokochają najnowszy album najbardziej spośród wydanych przez ten team w ostatnich dwóch dekadach. Utwór “We Live Forever” to najmocniejsza część płyty “No Tourists”. Słuchając tego kawałka można się czuć, jak by się skakało do starego “Everybody in the place” wydanego w 1992 roku.

Już na trzy miesiące przed wydaniem nowego albumu The Prodigy publikowało przedsmak tego, co nas czeka. W lipcu okazała się zapowiedź w formie utworu “Need Some 1”. Wtedy można było poczuć klimat z wydanej w 1997 roku płyty “The Fat of the Land”.

Parę tygodni później światło dzienne ujrzał utwór “Light Up the Sky”, mocno kojarzący się z legendarnym “VooDoo People” z 1994 roku.

Trzy tygodnie przed premierą nowego albumu poznaliśmy kolejny smaczek: “Fight Fire With Fire”

… i gdy już się wydawało, że teraz pozostanie tylko czekać na 2 listopada 2018 (dzień premiery albumu “No Tourists”), parę dni przed premierą The Prodigy po raz kolejny rzuciło mocny kąsek: “We Live Forever”, który uważam, że będzie symbolem najnowszego wydania.

No Tourists na 10 utworów wszystkie ma dobre

Prodigy wie jak się robi porządną muzykę. Utworów jest tylko 10, z czego wszystkie (poza jednym dwuminutowym) trwają tylko 3 lub 4 minuty. To niewiele materiału (łącznie 37 minut), ale to, co w nim się znajduje, robi dobrą robotę zarówno w domu, jak i na imprezie. Nie mogę się doczekać, kiedy zagrają koncert w Polsce. To będzie trzęsienie ziemi, a zakwasy po koncercie będą nieuniknione.

Mimo elektronicznego stylu muzycznego, nadal pozostają w hardrockowych klimatach, pozostawiając jedynie te najmocniejsze riffy gitarowe. O ile cztery utwory było dane poznać przed ukazaniem się płyty, to te sześć pozostałych kawałków stają się jakby dopełnieniem tego, co już można było wcześniej usłyszeć. Wszystko pasuje do siebie, co pozwala zdecydowanie powiedzieć: Tak, jest to Prodigy.

Ostatni numer pt. “Give Me a Signal” spodoba się miłośnikom Rolanda TB-303 i kwaśnych techno-acidowych świdrów. Nie bez powodu zajmuje on ostatnią pozycję na płycie. Po próbie tańca do tegoż kawałka pozostaje tylko odpocząć. Po tym utworze po prostu nie ma już nic. Taka wisienka na torcie. Dokładnie taka sama, jaką był “Claustrophobic Sting” jako utwór kończący album “Music For The Jilted Generation”. Muzyka, która nie pozostawia niedosytu? Właśnie takie jest nowe The Prodigy!

The Prodigy – No Tourists to płyta obowiązkowa dla fanów zespołu i mocnych brzmień

Jeśli do tej pory lubiłeś twórczość The Prodigy, ale posiadanie ich płyt traktowałeś wybiórczo, to tym razem album “No Tourists” nie może zostać przez ciebie pominięty. To najlepsza płyta Prodigy od ponad 20 lat!

Zamów płytę


Posłuchaj No Tourists na Spotify


E-booki

Komentarzy: 13

  1. Szwajcarski

    Słuchałem Prodigy jeszcze w zeszłym tysiącleciu. Później przestali mi się podobać kiedy grali coraz więcej rocka. Fajnie że postanowili zawrócić i uśmiechnąć się do starych fanów. Czy No tourist będzie oznaczać stały powrót? Tego bym nie powiedział.

  2. North

    Wyleciało mi z głowy że Prodigy nagrało nową płytę. Dzięki za to że mi przypomniałeś. Recenzja płyty w pytę! O takie coś mi chodziło! Przekonałeś mnie żeby znowu kupić kolejne Prodigy. Tylko czemu tylko pół godziny muzyki? Płyta mogła być zdecydowanie dłuższa ale chyba już się godzinnych albumów nie produkuje.

  3. siwy666

    Płyta o wiele gorsza od poprzednich.Ja jako wieloletni fan jestem lekko zawiedziony,czuć niedosyt i na dodatek mam wrażenie że ten album powstał na odczepnego ,by udowodnić że liam potrafi coś nagrać szybciej niż w 5 lat

  4. ZOO

    Nie wiem po co wracać do “Experience”, skoro można jej słuchać. Romans z muzyką rockową nastąpił natomiast od “Music for the jilted generation” Dobrą płytą była jeszcze “Always outnumbered, never outgunned” Nowa płyta jest nudna, jeszcze gorsza niż poprzednia.

  5. jack

    Chciałbym powiedzieć wiele dobrego ale nie mogę gdyż albowiem nowy album wydaje się typową zapchajdziurą.szkoda.

  6. gre8

    Ta płyta jest bardzo przeciętna, aby nie napisać słaba. Zachwycanie się nią i pisanie, że jest w starym stylu? Ok, może kawałek we live forever jest oldskoolowy, ale cała reszta jest marniutka. Wszystko chyba z podbitą głośnością i durnym nawalaniem. Nawalanie jest, ale bezsensowne. W starych płytach były fajne melodie, voodoo people nawet nie ma co porównywać do tego nowego czegoś, firestarter, breathe, czy smack my bitch up do dzisiaj mają moc i przyjemność ze słuchania. Ta nowa płyta męczy po paru minutach i jest nieprzyjemna.

  7. odwieczny fan the prodigy

    experience 8.5/10
    mftjg 9/10
    tfotl 10/10
    aono 6/10
    imd 7/10
    tdime 5/10
    nt 8/10

  8. od1993

    experience 8/10
    mftjg 10/10
    tfotl 10/10
    aono 6/10
    imd 5/10
    tdime 4/10
    nt 0/10

    Krótko o nowym albumie, szkoda czasu, szkoda pieniędzy, szkoda zespołu, nic nowego, nic ciekawego, nic powalającego, nic co zapadło by w pamięci na dłużej niż te marne 37 minut nawalanki. Słychać, że to odpady sesyjne po słabym tdime, zresztą w jednym z utworów na tdisme padają słowa “no tourist”, więc wnioski można wyciągnąć samemu. Liam próbuje odcinać kupony, nie ma pomysłów, nie jest już twórczy tylko odtwórczy. Nie polecam. Ps. słucham ich od 1993 jakby ktoś chciał mi zarzucić brak obiektywizmu 😉

  9. jarek

    Słaba płyta nawet jakby ją porównać do wczesnych wydawnictw to okazuje się bardzo przeciętna. Dzisiaj takie brzmienia nie robią jakiegoś wyjątkowego wrażenia , taki powrót do korzeni nie sadze aby był dobry .Ostatnie płyty chłopaków miały w sobie wyjątkowa energie , pasje wściekłość, człowiek czuł się wyjątkowy jak słuchał takich kawałków jak , Get your fight on, czy Medicine nie wspominając o Invaders Must Die to była jazda niek nie potrafił tak tak rozjeb… system jak ostatnie płyty.

  10. krytyk amator

    Może aż głowy nie urywa, ale to absolutna klasa i marzenie o tym, co powinno być grane w polskich klubach zamiast trance’u ze skrzeczącym wokalem pseudowokalistek.

  11. Fanka Prodigy

    Dziś sama nie wiem, jak potoczą się losy zespołu The Prodigy. Śmierć Keitha Flinta zwiastuje koniec istnienia zespołu? Miejmy nadzieję, ze Prodigy bez legendy będzie dalej istnieć.

  12. Kisiek

    Nie jestem przekonany co do ostatniego albumu. Czuję niedosyt. Do tego dochodzi info o śmierci Keitha. To jest chyba koniec tego The Prodigy. Jak ktoś słuchał wersji instrumentalnych Breathe czy też Firestarter to będzie wiedział, że to było trzech kolesi, anie jeden. Przykład albumu AONo. Zresztą tak samo zaczynam traktować No Tourists. Nie wiele w nim Keitha czy Mc. Niektóre elementy są fajne ale w koło się powtarzają w jednym utworze. Odnoszę wrażenie, że sam Liam postanowił zrobić coś dla fanów do remiksowania, bo raczej tak to wygląda. Te co słyszałem z remiksów jest zdecydowanie lepsze niż oryginały. I nie zgodzę się z tym, że No Tourists jest najlepszym albumem od 20 lat. Nie dorównuje 2 ostatnim. A sam TDIME jest jak dla mnie dziełem godnym TFOTL.

  13. Krzysiek

    3 albumy z XX wieku były odkrywcze porywające i przełamywały istniejące granicę, zresztą do dzisiaj pomimo tak wielu rzeczy które wydarzyły się w muzyce elektronicznej trudno je zaszufladkować czy powtórzyć komukolwiek, niestety sami prodiże próbują siebie naśladować, wychodzi im to coraz gorzej. Z jednej strony szkoda ale z drugiej i tak ich nowe albumy mają moc, mnie jednak nie porywają tak jak te z moich lat młodości.

Wypowiedz się

Your email address will not be published. Required fields are marked *

4,668

Szukałeś mnie na Instagramie?