Nienawidzę remontów. Paskudny bałagan, dyskomfort i to całe zamieszanie wokół. Gdybym mógł, teleportowałbym się na inną planetę na czas remontu i wrócił dopiero, gdy już wszystko będzie gotowe. Ale co w przypadku, kiedy trzeba to samemu ogarnąć? Jak sobie poradzić z remontem, żeby nie zwariować? Jak zachować zimną krew i przeżyć remont bez rozlewu krwi? 🙂 Poznaj moją historię, którą przeżyłem przez ostatnie 6 tygodni. Historię, która zaczęła się tak niewinnie, a skończyła prawie pobytem w wariatkowie.
Przegląd instalacji gazowej. Zniszczone ściany w przedpokoju przez panów od przeglądu gazu
Zaczęło się niewinnie. Przychodzi jeden pan z miernikiem i we wszystkich mieszkaniach w bloku sprawdza szczelność instalacji gazowej. U mnie było źle do tego stopnia, że trzeba było wezwać kolejnych panów, aby wymienili całą instalację gazową w przedpokoju i łazience. A żeby wymienić rury, trzeba najpierw rozebrać stare. I tu się zaczęły pierwsze problemy z rozkręceniem ich. Panowie próbowali wszelkich możliwych sposobów, skończywszy na konieczności wyrąbania sporych kawałków ściany, by mogli swoimi narzędziami pozbyć się starej instalacji. Jak nietrudno się domyślić, powstał brzydki bałagan i pełno dziur, w tym jedna na wylot. Na szczęście kolejnego dnia przyszedł murarz i załatał powstałe dziury. Plam od smaru, które panowie po sobie zostawili, muszę pozbyć się sam. Ta sytuacja spowodowała, że nieplanowanie musiałem pomyśleć o renowacji ścian przedpokoju i łazienki. Tak powstał pomysł malowania, który poszedł o wiele za daleko. O tym napiszę w kolejnych akapitach.
Po co mi gaz w kuchni? Out!
Skoro już panowie od gazu przyszli narobić bałaganu, postanowiłem wykorzystać ich w dobrym celu i pozbyć się w kuchni kuchenki gazowej. Gotuję na indukcji i nie lubię smrodu palonego gazu w kuchni, więc uprzejmy pan “zaślepił” mi rury. Dzięki temu mogłem piecyk gazowy wyrzucić na złom i uwolnić się od gazu w kuchni. Moja kuchnia zyskała sporo wolnej przestrzeni, którą w przyszłości chciałem wykorzystać na zmywarkę. Zanim zdecydowałem się na zmywarkę, spojrzałem na swoją kuchnię i uświadomiłem sobie, że jest pełna wad i dawno nie widziała remontu.
Mieszkam w tym mieszkaniu już 5 lat. Mieszkanie w klimacie głębokiego PRLu. Ściany aż się prosiły o odświeżenie. Podobnie sufit, ale mieszkając w wynajmowanym mieszkaniu, moja decyzja przeciągała się w nieskończoność. W końcu przy okazji konieczności pomalowania wysmarowanych ścian na przedpokoju i łazienki, padła decyzja, że i ścianami w kuchni się zajmę. Tyle, że to był początek nowych problemów.
Instalacja elektryczna. Aż dziw, że jeszcze nie miałem pożaru w mieszkaniu
Skoro miałem robić malowanie ścian, postanowiłem skorzystać z okazji, by zająć się także elektryką. To, że z moich gniazdek od dawna czasami coś iskrzyło, nie było dla mnie wystarczającym powodem, by je naprawić. Serio, byłem głupi, że od razu tego nie zrobiłem, wszak narażałem mieszkanie na pożar. Biorąc pod uwagę liczbę książek – na chwilę obecną 322, w tym cztery pożyczone 🙂 które mam w mieszkaniu, mieszkanie miałoby niezłą podpałkę. Przy okazji drapania ścian ze starych warstw farby, podjąłem decyzję wymiany wadliwej instalacji.
Może zabrzmi to dziwnie, ale pół mieszkania było zasilane z jednego gniazdka, z którego szły przedłużacze, a w nich kolejne przedłużacze i rozgałęźniki. Łącznie rozgałęzione było 21 urządzeń:
- komputer
- 3 monitory
- wentylator na biurku
- oczyszczacz powietrza
- ładowarka do smartfona, myszki i klawiatury
- 2x Philips Hue
- mostek do Philips Hue
- modem
- koparka BTC
- Smart TV
- głośniki
- soundbar
- homebox
- lampka przy łóżku górna
- lampka przy łóżku do czytania
- wentylator kolumnowy w rogu pokoju
- wentylator oscylacyjny przy łóżku
- 2x oświetlenie książek na meblach
- klimatyzator
- Xbox
- lampki choinkowe, których używam cały rok
- radiobudzik
- przedłużacz do przedpokoju do czujnika światła
O fakenszit! Miało być 21, a jednym tchem wymieniłem znacznie więcej urządzeń. Pewnie parę jeszcze pominąłem. To wszystko szło z jednego gniazdka z pokoju. Wyobraź sobie teraz, jak by z niego coś mocniej zaiskrzyło (bo lekkie iskrzenie było na porządku dziennym) i poszło wpiz…
Mimo, iż z pierwszego wykształcenia jestem elektrykiem, nigdy nie pracowałem w tym zawodzie, a wiedza, jaką wyniosłem ze szkoły średniej w tym zakresie, jest bliska zeru. Wolałem więc nie wkładać rąk tam, gdzie mogę zrobić więcej szkody niż pożytku. Jak to dobrze mieć sąsiada złotego rączkę, który się podjął zadania wymiany instalacji elektrycznej w pokoju. Nie obyło się bez okropnego kurzenia, spowodowanego koniecznością kucia ścian i poprowadzenia nowej nitki kabli. Tam wióry lecą, gdzie drwa rąbią.
Nie wierz nigdy fachowcom, którzy mówią:
Nieee. Nie będzie się kurzyć.
No może trochę tylko.
Jak się później okaże, w kuchni z instalacją elektryczną będzie jeszcze gorzej.
Malowanie ścian w kuchni, ale najpierw drapanie poprzednich warstw farby
Odnoszę wrażenie, że w tym mieszkaniu, od samego początku istnienia osiedla, ściany nie były skrobane, a każda nowa warstwa farby była nakładana na poprzednią. Namnożyło się tych warstw. Wyobraź sobie, jak to musiało wyglądać i ile skrobania było.
Podczas skrobania ścian prawie bym wydrapał kable szpachelką
Ktoś, kto tu kładł dawniej elektrykę, robił chyba na akord. W cyrku. Kable w kuchni były ułożone bardzo płytko, co spowodowało, że podczas skrobania ścian zjechałbym izolację kabla, który znajdował się zaraz pod najstarszą z warstw farby. Nie wiem jakim cudem uniknąłem porażenia prądem. Nie wiem tym bardziej, jak ktoś mógł tak kiedyś spartolić robotę prowadząc instalację tak płytko.
Płytkie ułożenie kabli w ścianie to nie jedyny problem. Jakież było zdziwienie moje, gdy zobaczyłem jak z góry od “puszki” kabel nie idzie prostopadle w dół, lecz po dziwnym skosie, w pewnym momencie zamieniając się w łuk na kształt litery “J”. Bądź mądry i zgaduj którędy prowadzi instalacja. Miej farta przybijając gwózdek do ściany nie wiedząc, że tędy znienacka prowadzi kabel. To wszystko szło do wymiany, a przy okazji padła decyzja dorobienia trochę więcej gniazdek. Wszak jedzenie przyrządzam na elektryce, więc przyda się trochę miejsca do podpinania urządzeń (indukcja, parowar, ekspres do kawy, jajowar, okap, air fryer, etc.).
Ściana się dosłownie sypała
Nie wiem z czego buduje się domy, ale patrząc na moje ściany, dochodzę do wniosku, że w 99% z piasku. Musiałem bardzo delikatnie skrobać ściany, ponieważ każde mocniejsze posunięcie powodowało, że ściana dosłownie się rozlatywała w drobny piach.
A tak sobie myślałem, że szybciutko ścianę wyskrobię, zagruntuję i pomaluję i problem z głowy. Jak bardzo się myliłem! Po tym, co zobaczyłem stwierdziłem, że to ponad moją cierpliwość i że nie mogę aż tyle dni, czy nawet tygodni na to przeznaczyć. Postanowiłem, że to zadanie zlecę komuś, kto jest przede wszystkim bardziej cierpliwy ode mnie, a także wie lepiej ode mnie jak się z tym koszmarkiem uporać.
To, co zobaczyłem, jak robią fachowcy, których zatrudniłem, utwierdziło mnie w przekonaniu, że robiąc to samemu, wiele rzeczy robiłem źle. Prawie wszystko źle do tego stopnia, że gdybym remont ścian kuchennych chciał robić sam, prawdopodobnie nigdy bym go takim sposobem nie ukończył. To mnie nauczyło jednego:
Jeśli nie wiesz, jak coś zrobić, poproś kogoś mądrzejszego od siebie. Stracisz tylko pieniądze za wykonanie. Zyskasz całą resztę. A przede wszystkim bezcenny spokój.
Remont mieszkania to jedno z najbardziej stresujących przeżyć (zaraz po śmierci bliskiej osoby i zmianie pracy)
Jeśli remontujesz mieszkanie, w którym mieszkasz i widzisz codziennie ten bałagan, nie uchronisz się od stresu. Ja przez półtora miesiąca sporo się nastresowałem. Nie wspomnę ile razy się wk**wiałem patrząc na stan ścian, które trzeba zrobić. Tak bardzo chciałem pozbyć się stresu, że w końcu poszedłem po rozum do głowy i dałem zadanie wyremontowania kuchni i elektryki specom lepszym ode mnie. Czy czuję ulgę? Finansowo zdecydowanie nie, ale psychicznie – zdecydowanie tak! Uważam, że warto było.
A przedpokój i łazienka nadal nie zrobione. Tam jest tylko do pomalowania. Tym razem zrobię to sam, ale muszę co najmniej dwa tygodnie psychicznie od tego odpocząć i nie myśleć o tym. Inaczej bym zwariował.
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.