Iluzja może się wydawać już dawno zapomnianą sztuką, ale prawda jest taka, że nadal budzi ona emocje. Największym dowodem na to może być fakt, że parę lat temu w jednej z edycji show „Mam Talent!” Marcin Muszyński doszedł do ścisłego finału tego programu, plasując się ostatecznie tuż za podium. Nie był on zresztą jedynym iluzjonistą, który osiągnął tam sukces. Kolejne edycje przyniosły kolejnych artystów.
Dowodem na to, że iluzja wciąż ludzi bawi, są także różnego rodzaju programy rozrywkowe. W niektórych z nich magicy ze sobą rywalizują. W innych po prostu przedstawiają swój program artystyczny. Zazwyczaj można na nie trafić w amerykańskich telewizjach. Nie ma w tym nic dziwnego, bo choć korzenie współczesnej iluzji sięgają Europy, to właśnie w Stanach Zjednoczonych dziedzina ta przeżyła prawdziwy rozkwit. Kiedy zresztą zapytamy o najsłynniejszych iluzjonistów, można być pewnym tego, że padnie jedno z dwóch nazwisk: Houdini i Copperfield. Obaj działali głównie w USA.
Cofnijmy się do wieku dziewiętnastego
Zanim jednak o nich, warto cofnąć się do wieku dziewiętnastego i osoby Jean Eugene’a Robert-Houdina. Nie Houdiniego właśnie, a Roberta-Houdina. Był on francuskim magikiem uznawanym dziś za ojca współczesnej iluzji. Opracował on ogromną liczbę sztuczek – m.in. trik z ciężką i lekką skrzynią czy z cudownym drzewkiem pomarańczowym. Wykonywał też numer z chwytaniem w zęby pocisku wystrzelonego z pistoletu. Jego największym osiągnięciem było jednak to, że wprowadził on iluzję na salony. Przestała się na kojarzyć z jarmarkami i kuglarzami, a stała się prawdziwą rozrywką elit, tak jak teatr. Fakt, że wielu iluzjonistów nosi dziś garnitur lub frak w czasie występów, to także echo jego pokazów. To on jako pierwszy w ten sposób ubierał się, bawiąc widzów iluzjami. Jego postać jest godna podziwu także dlatego, że jego pierwszy występ publiczny zakończył się ogromną klapą. Artysta zbyt mocno się tremował i zebrał fatalne recenzje. Mimo to zawziął się i potraktował sprawę jak wyzwanie. Udało mu się przezwyciężyć nerwy, zniwelować jąkanie się i finalnie przeszedł do historii.
Houdini w Europie
Z Europą związany jest także Houdini. Nie jest to bowiem prawdziwe nazwisko, z którym się urodził. Houdini nazywał się tak naprawdę Erik Weisz i pochodził z Węgier. Był Żydem z Budapesztu, który wyemigrował wraz z rodziną do Ameryki. Dopiero tam zajął się sztuką iluzji, a pseudonim artystyczny był zainspirowany swym francuskim poprzednikiem. Drugi człon miał oznaczać „będący jak Houdin”. Tak przynajmniej twierdził przyjaciel Weisza, przekonując go, że wystarczy tylko dodać „i” do nazwiska poprzednika. Houdiniemu początkowo nie wiodło się, ale po jakimś czasie jego kariera nabrała rozpędu. Bardzo szybko stał się słynny jako król ucieczek, choć jego repertuar był znacznie szerszy. W jednej ze sztuczek sprawił, że zniknął słoń. W innej zamieniał się miejscami ze swoją asystentką. Świetnie radził sobie też z kartami. Nie bez powodu nazywano go i „Królem uwalniania się z zakuć”, i „Królem kart”.
Wieczna legenda zapomnianego człowieka
O ile Robert-Houdin został już nieco zapomniany, legenda Houdiniego nadal trwa. Można się przy tym spierać, czy to on jest najsłynniejszym iluzjonistą, czy też tytuł ten należy się Davidowi Copperfieldowi (to także pseudonim, urodził się on jako David Seth Kotkin). Amerykanin z pewnością budzi żywsze wspomnienia. Jego telewizyjne popisy były w pewnym momencie niezwykle popularne. Trudno zresztą nie być pod wrażeniem jego wyczynów, biorąc pod uwagę, że sprawił, iż zniknęła Statua Wolności. Innym razem lewitował nad Wielkim Kanionem Kolorado. Udało mu się także przeniknąć przez Wielki Mur Chiński. Za klasyczny należy również uznać jego numer z przepiłowywaniem się piłą tarczową na pół. Nie można też zapominać o jego działalności charytatywnej czy dbaniu o historyczną stronę iluzji – Copperfield posiada własne Muzeum i Bibliotekę Sztuk Magicznych.
Iluzjonistów jest oczywiście o wiele więcej. Wymienić można by Davida Blaine’a, duet Penn & Teller, Dynamo, Crissa Angela, Lance’a Burtona, Harry’ego Blackstone’a (juniora i seniora), Ricka Jaya, The Pendragons, Cyrila Takayamę, Jamesa Randiego czy też polski iluzjonista Marcin Muszyński, a to tylko kilka przykładów bardziej zasłużonych. Z pewnością jednak to opisana tu trójca – Robert-Houdin, Houdini i Copperfield – powinna być uznawana za najważniejszą wśród iluzjonistów.
Miałem to szczęście oglądać Dynamo na żywo – ba, nawet uczestniczyć w pokazie. Kiedy robił na mnie sztuczkę i wiedziałem, że robi coś, co nie miało prawa się stać, mózg wykręciło mi na lewą stronę.