
Przystępując do seansu „Na pastwę lasu” w reżyserii Piotra Matwiejczyka, miałem w sobie nutę ciekawości i nadziei na świeże spojrzenie na polską komedię. W końcu kino obyczajowe, nawet jeśli sięga po schematy, potrafi zaskoczyć głębią relacji i błyskotliwym humorem. Niestety, już po pierwszych minutach seansu zacząłem mieć wątpliwości, czy ten film spełni moje oczekiwania. Z każdą kolejną sceną coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to najnudniejsza polska komedia w ostatnich latach. Fabuła jest tak nudna, że nawet trudno tu znaleźć jakiś typowo rozpoznawalny wątek. Żarty w ogóle nie śmieszą.
Oczekiwałem, że wyprawa ojca z trzema dorosłymi synami do lasu stanie się pretekstem do odkrywania rodzinnych tajemnic, ścierania się charakterów albo przynajmniej kilku zabawnych nieporozumień. Tymczasem na ekranie dominuje stagnacja, a kolejne minuty mijają w rytmie coraz bardziej nużącej rutyny. Trudno mi było uwierzyć, że reżyser z tak bogatym dorobkiem postawił na tak przewidywalny i pozbawiony energii scenariusz.
Spis Treści
Fabuła. Czy można się tu czegokolwiek złapać?
Fabuła „Na pastwę lasu” to, niestety, podręcznikowy przykład tego, jak nie budować napięcia i zainteresowania widza. Trzech około czterdziestoletnich synów zostaje zabranych przez leciwego ojca na wyprawę do lasu. Ojciec, chcąc nauczyć swoje mieszczuchowate dzieciaki zaradności, zabiera im telefony i zostawia na pastwę losu, licząc na męską przygodę i przełamanie codziennej rutyny. Brzmi jak punkt wyjścia do świetnej komedii, prawda? Niestety, już po kilku scenach okazuje się, że to tylko złudzenie.
Każda kolejna minuta filmu utwierdza widza w przekonaniu, że twórcy nie mieli pomysłu, jak poprowadzić tę historię. Bohaterowie błądzą po lesie, wymieniają się suchymi dialogami, a ich przygody są tak mało angażujące, że trudno tu znaleźć jakikolwiek typowo rozpoznawalny wątek. Nawet momenty, które miały być punktem zwrotnym, jak spotkanie z dziwacznym myśliwym, nie wnoszą do fabuły nic, co mogłoby zaskoczyć lub rozbawić widza.
Zamiast dynamicznej opowieści o relacjach rodzinnych, otrzymujemy rozwleczoną, pozbawioną tempa opowieść, w której każda kolejna scena wydaje się powtarzać poprzednią.
Bohaterowie. Portrety bez wyrazu
Obsada filmu, choć na papierze prezentuje się interesująco, w praktyce nie ma szansy się wykazać. Andrzej Gałła jako ojciec, Piotr Matwiejczyk jako Mateusz, Dawid Antkowiak jako Antoni i Paweł Kozioł jako Paweł tworzą kwartet, który mógłby być źródłem wielu zabawnych i wzruszających momentów. Niestety, postacie są płaskie, pozbawione indywidualnych cech, a ich wzajemne relacje są po prostu sztuczne.
Zamiast autentycznych emocji, widz otrzymuje serię wymuszonych dialogów i przewidywalnych reakcji. Każdy z bohaterów jest jakby odciśnięty z tej samej matrycy. Nie ma tu miejsca na zaskoczenie czy głębsze psychologiczne niuanse. Nawet obecność Mariana Dziędziela w roli myśliwego nie ratuje sytuacji. Jego postać jest równie jednowymiarowa, co reszta obsady.
Brak wyrazistych bohaterów sprawia, że trudno się z nimi utożsamiać lub kibicować ich przygodom. W efekcie widz szybko traci zainteresowanie ich losami, a seans staje się coraz bardziej męczący.
Humor. Żarty, które nie śmieszą
„Na pastwę lasu” to najnudniejsza polska komedia w ostatnich latach – to zdanie nie jest przesadą. Żarty w ogóle nie śmieszą. W filmie brakuje lekkości i błyskotliwości, która jest niezbędna w komedii. Każdy potencjalnie zabawny moment zostaje zgaszony przez toporne dialogi i przewidywalne puenty.
Twórcy próbują budować humor na nieporadności bohaterów i ich nieumiejętności radzenia sobie w lesie, ale efekt jest odwrotny do zamierzonego. Zamiast śmiechu, pojawia się zażenowanie i poczucie straconego czasu. Nawet sytuacje, które w innych filmach mogłyby być źródłem komizmu, tutaj wypadają blado i bez polotu.
Nie pomaga również fakt, że żarty są powtarzalne i pozbawione świeżości. Widz szybko orientuje się, że nie ma na co liczyć. Humor w „Na pastwę lasu” to niestety puste obietnice, które nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Realizacja techniczna. Czy coś ratuje ten film?
Pod względem technicznym „Na pastwę lasu” nie wyróżnia się niczym szczególnym. Zdjęcia są poprawne, ale nie zapadają w pamięć. Las, który mógłby być pełnoprawnym bohaterem tej opowieści, staje się jedynie nudnym tłem dla nieciekawych wydarzeń. Brakuje tu kreatywności w kadrowaniu czy wykorzystaniu przestrzeni. Wszystko jest przewidywalne i pozbawione wyrazu.
Montaż filmu również nie pomaga utrzymać uwagi widza. Sceny są rozwleczone, a tempo narracji zbyt wolne, by wzbudzić jakiekolwiek emocje. Muzyka, jeśli w ogóle się pojawia, nie zapada w pamięć i nie buduje nastroju.
Jedynym jasnym punktem mogłaby być gra aktorska, ale – jak już wspomniałem – nawet najlepsi nie mają tu pola do popisu. Całość sprawia wrażenie filmu nakręconego na szybko, bez większego pomysłu na realizację.
Komu poleciłbym komedię „Na pastwę lasu”?
Po obejrzeniu „Na pastwę lasu” mam wrażenie, że to polski film, który nie znalazł swojego miejsca ani wśród komedii, ani wśród dramatów obyczajowych. Seans poleciłbym jedynie najbardziej wytrwałym fanom twórczości Piotra Matwiejczyka lub osobom, które chcą przekonać się na własnej skórze, jak nie powinno się robić kina rozrywkowego.
Nie znajdziesz tu błyskotliwych dialogów, nieoczekiwanych zwrotów akcji ani bohaterów, których losy zapadną ci w pamięć. Jeśli szukasz filmu, który dostarczy ci emocji, śmiechu lub choćby chwili refleksji, „Na pastwę lasu” niestety nie spełni tych oczekiwań. To przykład, jak z potencjalnie ciekawego pomysłu można stworzyć produkcję, która nuży i rozczarowuje od pierwszej do ostatniej minuty.
Mój blog otrzymuje się dzięki wsparciu czytelników. Będę wdzięczny, jeśli postawisz mi wirtualną kawę💚
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizję i portale.