Co się stanie z Agnieszką Chylińską, kiedy wyjdzie z dyskoteki i wróci z powrotem do rocka? Pink Punk 🙂 Tytuł tego albumu doskonale pasuje do zjawiska powrotu do rockowych korzeni Chylińskiej, lecz jeśli chodzi o muzykę punkową, to trochę można odczuć, że bycie prawdziwą punkówą ma już za sobą.
Moja recenzja płyty Pink Punk nie będzie schlebiać Agnieszce Chylińskiej, no trudno. Spodziewałem się czegoś naprawdę przełomowego w karierze muzycznej artystki. Czy ten przełom nastał? O tym właśnie jest ta recenzja.
Pink Punk – Chylińska kobietom, a nawet dzieciom
Określenie Pink Punk w tytule płyty sugerować może, że to punk dla kobiet. Trochę może w tym prawdy. Faceci, kochający mocniejsze brzmienia, raczej neutralnie podejdą do tej płyty. Myślę, że to celowe zamierzenie wokalistki, by swoją muzykę kierować bardziej do płci żeńskiej. Czy to znaczy, że faceci nie mają tutaj czego szukać? Spokojnie, mogą, lecz mocnych, jak na mężczyznę przystało, wrażeń tutaj raczej się wiele nie znajdzie.
Płyta Chylińskiej sprawia, że chce się powtórzyć legendarne słowa: punk umarł
Uważam, że bardziej pasowałby tej płycie tytuł “Kinder Punk”. Taki ugrzeczniony punk z wymuszonym krzyczącym wokalem. Nieprzekonujące krzyki, które z założenia miały zapewne wywołać strach lub jakieś emocje, są tutaj jakby na pokaz. Tak słodko Agnieszka śpiewa o śmierci, że aż ze wzruszeniem zacząłem wyobrażać sobie panią z gumową kosą, która na różowym jednorożcu przychodzi o północy do zmarlaków, przynosząc im Haribo.
W Pink Punk przydałby się pazur wyróżniający płytę
Monotonia w muzyce to kolejny minus. Każdy utwór brzmi podobnie do siebie (z niektórymi wyjątkami). Niby dzięki temu jest jakaś gatunkowa spójność, ale przy dłuższym słuchaniu jest tak nudno, że nie odróżnia się tytułów. Schematyczna gitarowa klepa, trochę grzecznego darcia strun głosowych (o, jak słodko jest czasami) i perkusja z niewyszukanym rytmem – aż dziw, że to wszystko zostało wydane przez gwiazdę, która spore doświadczenie na scenie muzycznej posiada. Rozumiem, że to było zamierzone. Wszak wydanie takiej płyty to proces polegający na starannych przygotowaniach nie tylko muzycznych, ale i promocyjnych. Brakuje jednak tego “czegoś”. Tego czegoś, co przez następne lata będzie cechować płytę “Pink Punk”. Wydaje mi się, że Chylińska starała wykonać coś mocnego, acz zachowawczego zarazem, aby mogło być publikowane w komercyjnych stacjach. Wyszła z tego muzyczna wata z ładną okładką.
Czy jest coś, co się może podobać w tej płycie?
Oczywiście. Starzy fani Chylińskiej lubią ją za tę specyficzną chrypkę. W “Pink Punk” słychać jej naprawdę dużo. Mimo, iż ta płyta moim zdaniem nie jest przełomową w karierze Agnieszki Chylińskiej, uważam, że to dobry powrót do rockowych korzeni. Taką Chylińską na samym początku poznałem i taką miło słyszeć z powrotem.
Premiera albumu “Pink Punk” Agnieszki Chylińskiej miała miejsce 26 października 2018.
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.
Jestem fanem Agnieszki Chylińskiej od lat. Wdzięczność za muzykę, którą tworzyła wyrażałem wielokrotnie (nawet osobiście powiedziałem kilka słów wdzięczności artystce). Niestety od tego albumu, zacząłem rzadziej słuchać muzyki Agi.