Ostatnio mamy spory wysyp polskich filmów w kinach. Z jednej strony taki fakt powinien cieszyć, ale z drugiej strony powoli już czuć tę ilość przeważającą nad jakością. Jeden na kilka polskich tytułów po prostu musi być słaby. Był dobry “Jestem mordercą”, “Pitbull”, czy “Konwój”. Polska kinematografia mogło by się wydawać, że odzyskuje formę. Niestety “Sztuka Kochania” jest jednym z niewypałów. Raz na jakiś czas polskim filmom można coś takiego wybaczyć.
Film, który pokochają kobiety, choć powinien być skierowany bardziej do mężczyzn
W XXI wieku przekonanie mężczyzny, że w pierwszej kolejności liczy się zrobienie przyjemności kobiecie, jest czymś tak oczywistym, jak to, że Pankracy nie był prawdziwym psem. Czy zatem książka “Sztuka Kochania” Michaliny Wisłockiej straciła na świeżości? Absolutnie nie. Tytuł ten od wielu dekad stale zyskuje na popularności, aż doczekał się wreszcie ekranizacji, opowiadającej o perypetiach autorki, walczącej o wydanie swego poradnika, który jak na tamte czasy, poruszał tematy nie tyle wstydliwe, co wręcz kontrowersyjne.
Z miłością film ten ma niewiele wspólnego
Jeśli ktoś tu szuka miłości, oraz metod jej budowania, zawiedzie się. Film skupia się na czymś innym. Bardziej uczy jak żyć w trójkącie, oraz (ale trochę mniej) jak kobiety powinny czerpać cielesną przyjemność, choć to i tak nie jest głównym elementem scenariusza.
Na miłość w tym filmie zabrakło miejsca, mimo, iż tytuł sugerował, że będzie tu kipieć różowymi jednorożcami. Lekarka ucząca swe pacjentki jak zrobić sobie palcówkę, rozdawanie gumek napotkanym zainteresowanym, trochę sztuczne sposoby udowadniania, że kobiety też mają prawo do przyjemności. Wszystko jest tutaj jak by pokazane na siłę i zbyt skrótowo. Szkoda, bo temat jest ciekawy i ważny społecznie. Brakuje tu zatrzymania się na chwilę i skupienia się na konkretnym temacie. Scena goni scenę, mimo, iż akcji tutaj raczej brak, poza walką autorki o wydanie swojej książki w czasach systemowo niesprzyjających.
Czy Sztuka Kochania jest filmem złym?
Nie. Jest filmem dobrym, ale producent pogubił się, sam nie wiedząc na czym się skupić w scenariuszu. Dziwne jest to skakanie po kilku ramach czasowych, od lat 30 po lata 70 XX wieku, właściwie nie wiadomo po co, skoro można całą historię przedstawić po kolei. Sama charakteryzacja głównej bohaterki przez te 40 lat niewiele się zmieniała. Gdyby nie napisy który to rok, można byłoby odnieść wrażenie, że akcja toczy się w tym samym czasie.
Wyszło dziwnie. Film zamiast edukować, jaka miłość może być wspaniała, pokazuje pocięte wyrywki walki autorki z polityczną cenzurą. Można iść do kina, ale nie zdziw się, że po wyjściu z sali powiesz: “słabo było” lub “to o czym właściwie jest ten film?”. Zbyt dużo polityki, a za mało miłości. To się nie mogło w ten sposób udać.
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.
Nie łudzę się że film z uczuciami ma niewiele wspólnego – wystarczy poczytać jak nieszczęśliwą osobą była Wisłocka. W Wysokich Obcasach był swego czasy obszerny artykuł na ten temat.
chociaż „dokonania” Wisłockiej są duże- dzięki niej wiele Polek i Polaków dowiedziało się chociazby, (a może na nowo?) co to jest orgazm. Oddemonizowano też kilka rzeczy.
Totalnie nie zgadzam się z tą recenzją, film nie miał być o tym jaka to piękna jest miłość. Dokładnie to co miał przedstawić – przedstawił.
Pokazuje życie i nieszczęście autorki, która napisała przełomową (w tamtych czasach) dla polaków książkę.
Uważam, że film jest naprawdę bardzo dobry i warty uwagi.
A gdy wyszłam z kina byłam pod wrażeniem. Nie byłam ani trochę rozczarowana, wręcz przeciwnie – myślałam „wow, ta kobieta była niesamowita, że też wcześniej o niej nie słyszałam”.
Mnie się film nie podobał. Zbyt „płaskie” dialogi, niektóre sceny nie trzymające się kupy, ale najbardziej rozwalił mnie Piotr Adamczyk. Jego widzę wszędzie. Chciało by się obejrzeć jakiś polski film bez jego postaci i odpocząć od niego. Sztuka kochania to film, którego nie polecam swoim znajomym, a powyższa recenzja przedstawia tylko kilka najważniejszych powodów, dlaczego ten film jest słaby. Szkoda, bo w zapowiedziach filmu można było spodziewać się więcej. Wisłocka na pewno nie była by zadowolona z filmu.
Mi właśnie to skakanie w historii bardzo się podobało i przyciągało uwagę sprawiając, że z jeszcze większą ciekawością chciałam oglądać film. Wyszłam z kina uśmiechnięta, może nieco też zasmucona, że po tylu latach film jest nadal aktualny. Na pewno po obejrzeniu nie znalazłam aspektu, który by mnie rozczarował, co ostatnio nie zdarzało mi się często po polskich filmach
to nie miał być film o miłości, a film biograficzny 🙂 „Dziwne skakanie po ramach czasowych”? właśnie to jest mocna strona filmu, pokazanie na bieżąco konsekwencji tego co się robi – dla mnie super zabieg i zupełnie nie zgadzam się z recenzją