
Mam przed sobą chińską lampkę, na której na pudełku jest napisane: “USB Dynamic Aurora Light”. Tak, wiem, trochę wiocha. Kupiłem ją tylko dlatego, że była absurdalnie tania. Serio! Kosztowała mniej niż kebab box, więc pomyślałem: “a co mi tam, najwyżej się rozpadnie po tygodniu”. Chciałem po prostu zobaczyć, jak bardzo będzie odstawać od dziesięć razy droższej Aurelis Galaxy 2, której recenzję napisałem parę miesięcy wcześniej. Nie oczekiwałem cudów. Liczyłem na plastikowy badziew z Amazona za 20,78 złotych, który choć raz zaświeci i będzie można go wyrzucić bez żalu.
A tymczasem… no cóż. Zaskoczyła mnie.
Efekty świetlne, jednak robią robotę, ale nie aż tak
Zaczęło się od odpalenia lampki. W jednej chwili mój sufit zamienił się w poruszający się spektakl kolorów. Fiolet, błękit, zieleń, wszystko ładnie się świeci i przesuwa, jakby ktoś odpalił tanią symulację zorzy polarnej. I choć to tylko dioda LED i obracający się plastikowy element rozpraszający światło, efekt jest naprawdę przyjemny dla oka. Zwłaszcza w ciemnym pokoju. Kolory są żywe, ale nie jaskrawe, a fala światła porusza się płynnie. Tylko jedno mi zgrzyta. To, że nie da się zmienić prędkości tego ruchu. A szkoda, bo gdy leżę przy ambientowych dźwiękach, czasem chciałbym, żeby to wszystko płynęło wolniej. Lampka pędzi swoim tempem i nie da się tego spowolnić. Trzeba się dostosować.

Świeci całkiem przyzwoicie, lecz jej moc szału nie robi.
Zasilanie dobre, ale z minusem
Lampkę można zasilać przez USB, więc nie muszę być uwiązany do gniazdka. Powerbank, komputer, listwa – działa wszystko. Ale… i tu znowu zgrzyt: wtyczka to USB-A. W 2025 roku to jak cofnięcie się do epoki dinozaurów. Mam smartfona, MacBooka i ładowarki na USB-C, więc bez przejściówki ani rusz. To drobna rzecz, ale w praktyce upierdliwa.
Obsługa i pilot, który wygląda jak każdy inny z Chin
Nie ma tu żadnych przycisków na obudowie. Wszystko obsługiwane jest tylko i wyłącznie przez pilota. I tu pojawia się klasyczny problem z chińską masówką. Ten pilot wygląda dokładnie tak samo, jak każdy inny, który dostałem do pasków LED czy lampek RGB. Ma te same przyciski, te same kolory, ten sam układ. Efekt? Czasem przypadkiem wyłączam inne lampki w pokoju albo odwrotnie: pilot od innej lampki nagle zaczyna sterować tą. Brakuje jakiegokolwiek oznaczenia, które pozwoliłoby je odróżnić. I choć sam pilot działa sprawnie, to w domu pełnym podobnych zabawek robi się z tego niezły chaos.

Pilot znany ze wszelkiej maści tanich chińskich lampek kolorowych.
Mobilność i wykonanie. Zaskakująco OK
Lampka z zewnątrz wygląda jak zamrożona kostka szkła na złotej (a może drewnianej?) podstawce. I choć to tylko plastik, wygląda estetycznie. Ale największe zaskoczenie jest takie, że jest lekka jak piórko. Serio, wrzucam ją do plecaka i nawet jej nie czuję. To świetna opcja na nocny wypad za miasto, do lasu, na działkę, gdziekolwiek. Mimo tej lekkości nie ma problemu z przewracaniem. Stoi stabilnie, nie buja się. Wygląda lepiej, niż kosztuje i to mnie zdziwiło najbardziej.
Gadżet śmiesznie tani, ale daje radę
Czy to poziom Aurelis 2? Zdecydowanie nie. Czy jest 10 razy gorsza? Też nie. Za absurdalnie niską cenę dostałem lampkę, która naprawdę daje efekt, robi klimat i co najważniejsze: nie szkoda jej, jeśli padnie. Jasne, ma swoje wady: brak regulacji prędkości, archaiczny USB-A, pilot-klon. Ale przy tym wszystkim daje radę.
Mój blog otrzymuje się dzięki wsparciu czytelników. Będę wdzięczny, jeśli postawisz mi wirtualną kawę💚
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizję i portale.