Jeśli kręci cię świat technologii, ludzkie ambicje albo historie, które wciągają i zostawiają z lekkim niedosytem, to przygotuj się na wrażenia po przeczytaniu książki „Burn Book. Technologia i ja: historia miłosna”. Kara Swisher stworzyła coś, co pochłonąłem z wypiekami na twarzy, a teraz chcę ci o tym opowiedzieć. Z pasją, subiektywnie, tak jak ja to przeżyłem. Usiądź wygodnie, bo zaraz zanurzymy się w Silicon Valley, pełne błyskotliwych obserwacji, ciętego humoru i odrobiny nostalgii za tym, co mogło być piękne, a czasem stało się… skomplikowane.
Otwierając Burn Book, zostałem od razu wciągnięty w wir opowieści. Kara Swisher, ikona dziennikarstwa technologicznego, nie opowiada tej historii. Ona ją wyrzuca z siebie z ogniem w oczach, jakby chciała wykrzyczeć:
Patrzcie, co widziałam,
jakich ludzi spotkałam,
i jak bardzo mnie to wkurzało
albo zachwycało!
To nie jest nudna analiza branży tech. To osobista, żywa spowiedź kogoś, kto siedział w pierwszym rzędzie podczas rewolucji internetowej. Od jej nieśmiałych początków w latach 90., po dzisiejsze czasy pełne miliarderów, którzy czasem zachowują się jak rozkapryszone dzieci.
Bezpośredni ton narracji książki „Burn Book. Technologia i ja: historia miłosna”
Jej ton od razu mnie porwał. Autorka książki – Kara Swisher nie ściemnia, nie owija w bawełnę. Opisując Steve’a Jobsa, oddaje jego magnetyzm, ale czuć też irytację, że był takim zadufanym w sobie geniuszem. Elon Musk? Czytając o nim, przechodziłem od podziwu dla jego wizji po zażenowanie, gdy wspomina jego tweety, przy których aż chce się przewrócić oczami. Mark Zuckerberg poci się jak szalony w wywiadzie z nią. Wyobraziłem sobie to i parsknąłem śmiechem w tramwaju, bo to takie ludzkie, takie prawdziwe.
Reportaż nie oparty wyłącznie na plotkach o technologicznych miliarderach
Nie spodziewaj się jednak tylko ploteczek o „tech-bros”. Kara wplata w książkę siebie. Młodą, ambitną dziennikarkę, która przewidziała, że wszystko, co da się zdigitalizować, zostanie zdigitalizowane (i miała rację!), a potem kobietę, która w męskim świecie technologii nigdy nie dała się zepchnąć w cień. Czytając o jej determinacji, czułem szacunek. A jako pasjonat książek – czystą radość, bo jej styl jest ostry, ale ciepły, z humorem, który rozbraja.
Najbardziej poruszyło mnie to, że Kara wciąż wierzy w technologię, mimo że widziała jej brudne zakamarki. Pisze o Facebooku jako „cyfrowym handlarzu bronią” – jej słowa, nie moje! – i o obietnicach, które zamieniły się w chaos. Czytając, kiwałem głową i myślałem:
Rany, zgadzam się, ale chcę, żeby to się udało.
Żeby AI, internet, wszystko poszło w dobrą stronę.
Ta mieszanka nostalgii i nadziei zostaje z tobą długo po lekturze.
Czasem chciałem więcej. Kara rzuca kąśliwy komentarz – Jeff Bezos to „fretka na speedzie”, serio, zaśmiałem się na głos! – i leci dalej, a ja zostaję z niedosytem: „Opowiedz więcej!”. Brakowało mi czasem głębszego zanurzenia w niektóre historie. Może to celowe? Może chciała, żebym sam zaczął szperać, szukać tych smaczków? Jeśli tak, wygrała. Już szukałem jej wywiadów z Zuckiem.
Burn Book. Recenzja książki o branży duzych mediów
Burn Book to dla mnie książka, która zmusza do myślenia i rozmowy. Po jej przeczytaniu mam ochotę dyskutować. Z tobą, z Karą, z kimkolwiek, kto ją zna. Więc powiedz mi, czytelniku, co myślisz o tych tech-miliarderach? Wkurzają cię, fascynują, a może mieszają ci w głowie? Ja po tej lekturze zastanawiam się, jak to jest być jednym z takich medialnych miliarderów. A książka? Gorąco zachęcam do przeczytania!
Wydawnictwo: Insignis.
Data premiery książki: 26 marca 2025.


Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.