Recenzja filmu “Nie czas umierać”. Czy James Bond jeszcze was nie znudził?

“Nie czas umierać” to film po trudnych przejściach, który miał się ukazać znacznie wcześniej, ale plany pokrzyżowała pandemia. Przez ten czas, może trudno w to uwierzyć, film stracił na świeżości zanim jeszcze ujrzał światło dzienne. Trzeba było dogrywać nowe sceny, zastępując te już nieaktualne. No bo sami powiedzcie, jak by to wyglądało, gdyby postać filmowa wyciągała z kieszeni smartfona z zeszłego roku? Takimi drobnymi szczegółami rządzi biznes i przykładanie dużej uwagi do lokowania produktu. A skoro sponsor wniósł takie uwagi, to trzeba było się dostosować i dogrywać świeże sceny.

Nie czas umierać

Charakter filmu “Nie czas umierać”

Film jest pełen patosu. Jest go najwięcej w porównaniu ze wszystkimi 24 poprzednimi częściami Agenta 007, lecz jest on zrównoważony na tyle, by w pewnych scenach nie przesadzić i trzymać jednolinijność, kiedy coś naprawdę dużego się dzieje. Jest też sporo dramaturgii, nawet wtedy, kiedy pozornie fabuła nic nie wnosi do akcji. Do zaciskania rąk przy niebezpiecznych scenach zdążyliśmy się wszyscy przyzwyczaić. Producent filmu zdawał sobie sprawę, że już niewiele można zrobić, aby zaskoczyć widza czymś nowym. Co więc poczyniono, aby film się wyróżniał na tle wcześniejszych? Odnoszę wrażenie, że tutaj zamiast na “bardziej” postawiono na “lepiej”. Pierdylion wybuchów kiedyś może znudzić. A co powiecie na mniej efekciarskie sceny, ale z kamerą poruszającą się tak, jakby działo się wszystko na raz? Dokonano tu świetnego zabiegu wizualnego, stosując zasadę większej dynamiki kamer. Muszę przyznać, że taki patent się sprawdził. Mnie się podoba!

James Bond skok z mostu

Główna postać – James Bond. W jego roli znowu (i po raz ostatni) Daniel Craig

To już ostatnia przygoda Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda. Słynny agent na emeryturze trochę wyluzował, zajął się sprawami bardziej przyziemnymi trzymając dystans do tego, z czego żył przez tyle lat. Podjęcie się zadania motywowane jest tylko względami osobistymi, aniżeli chęcią zawodową. Najwyższy czas na zmiany nie tylko w obsadzie głównego bohatera, ale także w sposobie jego działania. Reset postaci dobrze by zrobił filmowi, bo ile można w kółko wałkować bycie tajnym agentem by ratować jeśli nie świat, to ważnych ludzi, miejsca, idee. Po 25 filmach z Bondem można czuć lekkie zmęczenie.

Nie będę rozpisywał się o fabule, bo ją łatwo można zespojlować. Cieszy mnie fakt, iż dr Madeleine Swann – dziewczyna Bonda z poprzedniego filmu “Spectre” dotrzymuje towarzystwa także w “Nie czas umierać”. Duet w postaci Daniela Craiga Léa Seydoux jest odbierany pozytywnie, mimo, iż szczególnych iskier próżno się doszukiwać.

Efekty specjalne

Dużo się dzieje, a dzięki dobrodziejstwu komputerów i efektów specjalnych, niektóre sceny zapierają dech w piersiach. Dynamika, która wgniata widza w fotel niestety nie trwa cały czas. Jest wiele scen po prostu nudnych, przegadanych, które można by wyciąć część z nich.

Symboliczna godzina premiery: 0:07

Premierę “Nie czas umierać” oglądałem 7 minut po północy od kiedy kina już mogły puszczać film. Noc z czwartku na piątek, godzina 0:07. Bardzo ładna godzina, taka bondowska 🙂 Warto było zarwać część nocy, by obejrzeć nowe przygody Jamesa Bonda. I nawet jeśli seria z Bondem nie należy do moich ulubionych, film bardzo szanuję za klasę, jakość, dobrze przemyślaną fabułę i brak przypadkowości. No, może poza kilkoma scenami, które do filmu niewiele wnoszą.

Długość filmu

Z jednej strony to był czas dobrze spędzony, ale muszę przyznać, że dwa razy oko mi się przymknęło podczas seansu. Na szczęście tylko na chwilę. Obejrzenie filmu w dniu premiery zaraz po północy o 0:07, przesiedzenie na niewygodnym, kinowym fotelu i powrót przed czwartą rano do domu – czy warto było? Uważam, że tak!

PS.
Właśnie sobie uświadomiłem, że nie byłem w kinie dwa lata. W roku 2020-2021 to raczej dziwić nie powinno, ale jest coś, co mnie zmartwiło. Po prostu przestałem tęsknić za kinem, a premierę “Nie czas umierać” równie chętnie obejrzałbym z poziomu wygodnego, domowego fotela na dobrym ekranie 4K i odpowiednim nagłośnieniu. Na pół-leżąco z dobrym piwkiem (byle nie Heineken) w dłoni.

PS2.
Wybaczcie, jeśli w mojej recenzji pojawiły się jakieś błędy. Pisałem ją o czwartej nad ranem zaraz po powrocie z kina.


E-booki

Wypowiedz się

Your email address will not be published. Required fields are marked *

1,117

Szukałeś mnie na Instagramie?