“Zaklęci w czasie”. Wzruszający, romantyczny film z nutą fantastyki. Mnie uwiódł! Recenzja filmu

Recenzja filmu Zaklęci w czasie

„Zaklęci w czasie” (ang. „The Time Traveler’s Wife”) w reżyserii Roberta Schwentke to film, który potrafi rozbić serce na tysiąc kawałków, by zaraz potem na nowo poskładać je z nadzieją i wzruszeniem. Jeszcze zanim usiadłem w fotelu, by pochłonąć tę historię, przygotowałem się na typowy romans z delikatnym wątkiem fantastycznym. Tymczasem otrzymałem opowieść o miłości, która kwitnie wbrew wszelkim przeciwnościom. Także tym niemożliwym do kontrolowania, jaką jest nieprzewidywalna podróż w czasie.

Bohaterowie, których nie sposób zapomnieć

Głównym bohaterem jest Henry DeTamble (w tej roli Eric Bana), mężczyzna obdarzony przedziwną genetyczną przypadłością sprawiającą, że dosłownie znika z teraźniejszości i pojawia się w innym momencie na osi czasu. Fenomenalne w jego postaci jest to, że – mimo stale zaburzanej chronologii życia – pozostaje ciepłym, pełnym determinacji człowiekiem, gotowym walczyć o szczęście u boku ukochanej Clare Abshire (Rachel McAdams). Już po pierwszych minutach seansu czułem, jak twórcy wciągają mnie w emocjonalną przejażdżkę sosnowieckim tramwajem: raz jestem pewien, że to klasyczny melodramat, by za chwilę zrozumieć, że oto trwa misternie skonstruowana opowieść o ludzkiej tęsknocie, strachu i pragnieniu stabilności.

Subtelna magia ulotnych chwil

Największe wrażenie zrobiła na mnie intymna atmosfera filmu. Z jednej strony mamy nieco baśniowy element – mężczyzna znikający niespodziewanie ze swojego życia rodzinnego. Z drugiej jednak reżyser nie uciekł w klisze, tylko postarał się uczynić te podróże częścią dramatu psychologicznego. Każda kolejna znikająca sekunda między bohaterami sprawia, że zaczynamy rozumieć, jak kruche potrafią być wspólne chwile. Twórcy nie szczędzą nam wzruszeń, lecz nie popadają też w przesadny patos. Robert Schwentke wyciąga z tej historii najlepsze, co się da: każda scena, każdy ulotny skok w czasie wydaje się mieć własny rytm i emocjonalny ciężar, a przy tym subtelnie zachowuje wrażenie niewymuszonej magii.

Chemia, która przenika ekran

Eric Bana bardzo przekonująco pokazuje ból człowieka, który boi się, że nie zawsze zdąży przy ukochanej w tych najważniejszych momentach życia. Rachel McAdams jako Clare jest iskrą nadziei i oddania. Jej wierne wyczekiwanie i walka o normalność wywoływały u mnie jednocześnie podziw i smutek. Dla mnie to właśnie interakcja tej dwójki napędza film i sprawia, że trudno oderwać się od ekranu. Ich wzajemna chemia przebija przez szklaną taflę i zapada głęboko w pamięć.

Fantastyka jako tło emocji

Chociaż osobiście uwielbiam kino, w którym efekty specjalne są tłem dla relacji między bohaterami, to tutaj szczególnie doceniłem, jak subtelnie i nienachalnie wykorzystano motyw podróży w czasie. Zamiast wielkich wybuchów czy zakłóceń rzeczywistości dostajemy wyciszone sceny pełne niepokoju i niepewności – i właśnie to wypada autentycznie. Nieustannie zastanawiałem się, kiedy znów Henry zniknie, dokąd trafi i czy w końcu uda mu się stworzyć normalne życie. Ta nieprzewidywalność powoduje, że film jest wyjątkowy na tle innych romansów. Nie chodzi jedynie o proste „czy będą razem?”, lecz o to, jak unieść miłość, gdy czas zdaje się z nami igrać.

Wątki poboczne i ich znaczenie

Niektóre wątki poboczne, takie jak reakcje rodziny i przyjaciół Clare, wydają się momentami zarysowane jedynie szkicowo. Mimo to nie odebrałem tego jako niedopatrzenie. Raczej świadome oddanie całego pola głównej relacji, bo to ona jest sercem i duszą „Zaklętych w czasie”. Zdaje mi się, że każda kolejna scena stawia pytanie: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla ukochanej osoby? Ten film chce od nas czegoś więcej niż tylko biernej obserwacji. Stawia nas w sytuacji, w której sami zaczynamy myśleć: a co, jeśli któregoś dnia nasze życie też tak się posypie? Czy wytrwałbym, podobnie jak Clare?

Historia, która zostaje w sercu

Jedno jest pewne – po seansie nie da się przejść obojętnie obok tej historii. To nie jest widowiskowy film akcji czy komedia na wieczorne rozluźnienie. To melancholijne, ale jednocześnie pokrzepiające doświadczenie, które porusza tematy lojalności, przeznaczenia i siły uczuć. Jeżeli ktoś lubi kino, w którym emocje grają pierwsze skrzypce, a fantastyczny motyw pełni rolę katalizatora dla ludzkich dramatów, to „Zaklęci w czasie” powinno zająć szczególne miejsce w jego sercu.

Refleksja na zakończenie filmu “Zaklęci w czasie”

Zachęcam każdego, by spróbował dać się ponieść tej opowieści. Może właśnie w niej znajdziecie kawałek własnej refleksji o tym, jak kruche, a zarazem piękne potrafią być nasze więzi. Nie jest to typowy film, który obejrzycie i zapomnicie. On zostaje w pamięci, przypominając, że czasem miłość musi wykazać się nie lada cierpliwością. Jeśli macie ochotę na historię, która w subtelny sposób zagra Wam na emocjach i pozostawi w lekkim niedosycie, to gwarantuję, że „Zaklęci w czasie” spełni te oczekiwania.

 


E-booki

Wypowiedz się

Your email address will not be published. Required fields are marked *

364