Szyby pociągu strugami deszczu pokryte

Są takie dni, kiedy chciałbyś wsiąść do pociągu byle jakiego. Dziś mam ten dzień, w którym odbywam podróż z rodzinnego miasta do siebie. Siedzę w pojedynkę w pociągu wpatrując się w płaczące szyby wagonu, pokryte łzami zewnętrznego świata. Świata, który przez skropione okno wygląda jak akwarium z sera szwajcarskiego.

Lubię obserwować jak pada deszcz. I te krople, które w nieuporządkowany sposób prześcigają się ze sobą, która spadnie z większą gracją. Ten cichy szum strumieni, budujący barierę między mną, a otaczającym mnie światem, aby móc skupić się teraz wyłącznie na tej właśnie chwili.

Siedzę… mijam kolejne stacje i tak sobie rozmyślam. Rozmyślam o tym, czy istnieje gdzieś na świecie człowiek w pełni szczęśliwy. Pozbawiony trosk, obaw o jutro, tęsknot za wczorajszymi dniami. Człowiek spełniony, kochany przez najbliższą mu osobę, doceniony w pracy, cieszący się z każdej sekundy swojego życia. Osobiście nie znam takiej osoby. Raczej mało realne aby ktoś taki istniał. Każdy ma w sobie jakąś cząstkę niepewności i zmartwień. Bo gdyby tak nie było, ludzie przestali by się starać. Dbać o to, by jutro było jeszcze lepsze niż dziś. Przestaliby także marzyć. Ale czy marzenia są tylko dla ludzi ogarniętych smutkiem lub brakiem czegoś?

Deszcz w szybie pociągu

Droga się nie kończy tak wcześnie

Będę wysiadał na następnej stacji. Kątem oka obserwuję konduktorkę przechodzącą obok. Na jej twarzy wyraźnie widać zmęczenie i tęsknotę. Tak bardzo by pewnie teraz chciała usiąść w wygodnym fotelu w domu, rozłożyć na pół-leżąco zmęczone nogi, otworzyć ulubioną książkę, napić się dobrego wina i odpłynąć. Jej oczy i monotonne ruchy ciała wyraźnie komunikują, że ten dzień jest dniem znacznie dłuższym niż powinien. Może to uczucie spowodowane jest taką aurą? Czy deszcz i ponura aura może zabierać ze sobą do pary także zmęczenie i smutek?

Ruda Śląska Chebzie. Drzwi pociągu się otwierają. Czas na mnie. Wysiadam. Odwracam się za siebie widząc zamykające się drzwi. Przez zalane szyby widzę w środku konduktorkę znikającą w oddalającym się pociągu.
– Ciekawe jak potoczy się jej reszta dnia gdy dojedzie do celu.
Po wyjściu z dworca wita mnie jeszcze większy deszcz, któremu zależało, aby pokryć mnie swoimi kroplami. Nie ma sensu, abym się przed nim bronił. I tak zmoknę. Chyba, że przeczekam kilka godzin na holu dworca.

Deszcz na ulicy

Stoję kilkanaście minut. Obserwuję każdy centymetr ściany budynku i każdy szelest uderzających kropli w dach. Zapamiętuję każdy szczegół.
– Poeci… – zawsze tak mówiłem przechodząc przez hol dworca. Nie wiem dlaczego stało się to dla mnie taką tradycją. Odruch pozostał. Patrzę w niebo przez lekko uchylone drzwi holu.
– Ciemno. Cholera. Słońca brak, to i tęczy się nie zobaczy. W sumie kto widział kiedyś tęczę w listopadowy wieczór?

Na dworze ciemność, deszcz mocno pada
Dzień już się kończy, zmierzch zapada
Mój mózg nie przyjmuje już żadnych wiadomości
Niby nic się nie działo w mojej świadomości
Ale jednak coś się działo, choć ja o tym nie wiedziałem
W moich oczach padła ciemność. Nic nie widziałem
Jakieś dziwne odgłosy odbierają moje uszy
Czuję gorąc w moim ciele, w gardle strasznie mnie suszy.
Zdawało mi się, że ktoś woła mnie z daleka
„Zbliż się tutaj do mnie, to na ciebie ciągle czekam”
Idę w stronę głosu, pojawia się dziewczyna:
„Jesteś w mojej mocy, w trans ciebie zaklinam”.
Zostałem porwany do innej rzeczywistości
Straciłem kontrolę swojej świadomości
Czułem jakby wir w kosmos mnie porywał
Całą moją pamięć z mózgu wymazywał.
Nie mam pojęcia co się ze mną wtedy działo
Nie pamiętam dokładnie jak to wszystko się stało
Pamiętam tylko tyle, że zostałem porwany
Psychicznie obezwładniony, zahipnotyzowany.
Czas jakby stanął, na wieczność się zatrzymał
Zawsze tę samą godzinę wybijał
Zaczęło mnie to dziwić, o co właściwie chodzi
Nie wiedziałem skąd w mej głowie to wszystko pochodzi.
Co się dzieje? Pytam. Co się ze mną dzieje?
Co chwilę zadawałem sobie to pytanie
Siedziałem nad tym długo, bardzo długo myślałem
Lecz nie znalazłem odpowiedzi na nie.
Kontakt z innym światem wypełniły projekcje astralne
Wszystko to powoli staje się nienormalne
Nie mogę powrócić do swojego świata
Unoszę się do góry, w przestworzach latam
Odwiedzam planety dotąd mi nieznane
Przez dziwne istoty od wieków zamieszkiwane
Przyglądam się im z bliska, czujnie się im przypatruję
Po różnych zakątkach ich globu wędruję
Zwiedzam wszystko dokładnie: ich wygląd, zachowanie
Ich stosunek do życia i wzajemne traktowanie.
Nie tracąc więcej czasu, chciałem uciec z powrotem na Ziemię
Lecę bezwładnie, spadam wolno po niebie
Moja dusza powraca do dawnego ciała
Choć stawiała opory i nie bardzo wrócić chciała.
Moje ciało i dusza jednak w jedno się połączyły
Do normalnego stanu z wielkim trudem wróciły
Odzyskałem swoją pamięć, mój umysł znów pracuje
Organizm jak dawniej na nowo funkcjonuje
Poczułem zapach powietrza, znowu czułem ten smak
Dawno się nie czułem właśnie tak.
Odetchnąłem z ulgą gdy do ciała powróciłem
Choć łatwo nie było i z trudem to przeżyłem.
Tego przeżycia dokładnie nie opiszę
Nie jestem w stanie zrobić tego
Nie da się opisać co się wtedy czuje
To jest fantastyczne, coś nadprzyrodzonego
Znaleźć się w transie nie każdy jest w stanie
Poddać się hipnozie, poczuć w głowie wirowanie
Wirowanie orbitalne w alternatywnym świecie
Wyruszyć w podróż po całym wszechświecie
Oderwać się od ciała, od Ziemi odizolować
Zacząć po przestrzeni beztrosko wędrować.
Ten trans to uczucie podobne do snu
Robi w głowie twardy reset, ty ulegasz mu.
– {Kamyk, około 1997}

Droga do domu, która drogą do domu się nie okazała

Ten deszcz chyba tak prędko padać nie przestanie. Nie chcę tu czekać do rana. Robię pierwszy krok w kierunku przystanku tramwajowego, oddalonego jakieś 700 metrów przez szerokie kałuże.
– Dziewiątka. Mam szczęście.
Nie musiałem czekać ani minuty. Idealnie przyjechał. Zajmuję miejsce siedzące i znowu odruchowo skierowałem głowę w kierunku szyby. Ta sama historia co w pociągu. Te same myśli. Ten sam ja. Tylko droga krótsza. Tylko czy naprawdę chcę wrócić w tej chwili do domu? Wrócić dla samego faktu wrócenia? Czy jest coś, co nie może poczekać? Czy jest ktoś, kto tęskni? Odkładam na jak najpóźniej moment powrotu do domu. Zatrzymuję się kilometr przed domem spontanicznie zahaczając o ulubiony pub w centrum. Moje jedno z niewielu ulubionych miejsc w tym mieście. W środku siedzi kilka grup osób. Wchodzę prawie niezauważalny. Siadam przy pierwszym wolnym stoliku. Piwo? Nie. Mam ochotę dziś zasmakować dobrej kawy i w ciszy notować swoje myśli. Takie rendez-vous z samym sobą.
– Czy mogę do tej kawy prosić trochę rumu?
Barmanka trochę zdziwionym wzrokiem przytakuje. Nie pożałowała 🙂 Następnym razem będę wiedział u kogo zamawiać. Jej hojność dodała kawie nowego czaru.

Czy dziwnie się tu czuję? Pomijając fakt, iż widok osoby, która przychodzi sama do pubu, który jest miejscem spotkań, może budzić ciekawość, jakoś nie zwracam na to uwagi. Może to dzięki poczuciu bycia niewidocznym? Nieważne. Ważne, że jest kawa z rumem, stolik i ja.

Deszcz w mieście

Nie spieszę się. Kawy ubywa jeden łyk na kwadrans. Po dopiero trzech godzinach spostrzegłem, że kawa jest zimna, a w lokalu nie ma już żadnego klienta poza mną. To znak, że czas się zbierać. Spakować swoje myśli z powrotem do głowy i wyruszyć w kierunku domu, choć niekoniecznie dokładnie tam. Idąc przez centrum zauważyłem znowu dziewiątkę. Dziś mam szczęście do tramwajów. Jeden przystanek i już jestem pod domem.

Po opuszczeniu tramwaju, którego szyby, owszem, po raz kolejny pokryte były strugami deszczu, stanąłem pod zadaszeniem wiaty przystankowej myśląc, dokąd teraz mogę iść, jeśli nie do domu. Najprostsza odpowiedź okazała się idealną: NIGDZIE. Mogę przecież stać pod dachem przystanku, dzięki czemu zanim jeszcze wyruszyłem w poszukiwaniu miejsca do zaznaczenia swojej obecności, już tam byłem 🙂

Z jakiegoś powodu lubię spoglądać na deszcz. Dźwięk spadających kropel mnie uspokaja. Plastikowe zadaszenie wydaje z siebie głośny stukot, któremu uważnie się przysłuchuję. Już prawie wpół do drugiej w nocy. Jak ten dzień szybko zleciał, mimo iż był cholernie długi. Paradoks, prawda? Dźwięki deszczu stają się coraz cichsze i wolniejsze. Zaczęło do mnie docierać, że dzisiejszy dzień już wszystko wypłakał i że jutro będzie ładniej. Pełny optymizmu skierowałem w końcu swe kroki do domu. Ściągam mokre buty, rozbieram się i od razu idę wziąć gorącą kąpiel. Mam takie małe radyjko w łazience. Lubię słuchać radia, kiedy się kąpię. Frank Sinatra? Dobry wybór. Pozostaję przy tej stacji. Zmywam ze swojego ciała cały ten niedzielny dzień. Dzień bardzo inny od innych. Taki “inniejszy”.

Po kąpieli wchodzę od razu pod kołdrę, okrywam się po samą szyję, gaszę pilotem światło i zaczynam oczekiwać snu…

Kładę się do łóżka, zamykam powieki
Czuję się znużony dzisiejszym dniem
Czuję się jakbym nie spał całe wieki
Mą kontrolę nad ciałem opanował sen.
Hipnoza mych myśli owładnęła mnie
Krążę w labiryntach krainy snu
Teraz ciągle pytam: Gdzie ja jestem? Gdzie?
Gdzie ja się znajduję skoro nie ma mnie tu.
Zgubiłem się w myślach, błądzę po przestrzeni
Po odległych zakątkach swojej wyobraźni
Jestem gdzieś daleko, daleko od Ziemi
Kolejny raz nastąpiła utrata jaźni.
Nie mogę się odnaleźć, czuję się bezradny
Szukam siebie w oddali gdzie się zagubiłem
Gdzie pogrążył się we śnie mój umysł bezwładny
Gdzie kontrolę nad sobą niespodziewanie straciłem.
– {Kamyk}

… Sen jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł. Biorę laptopa do łóżka i zaczynam pisać to, co właśnie teraz czytasz. Teraz tak prędko na pewno nie zasnę. I pomyśleć ile wrażeń, z pozoru nudnych, można przeżyć dzięki deszczowi.


E-booki

Wypowiedz się

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 022

Szukałeś mnie na Instagramie?