Kiedy od paru lat zacząłem wierzyć w polską kinematografię (nie o tobie mówię panie Karolak) i coraz chętniej oglądałem filmy polskiej produkcji, raz na jakiś czas zdarzały się takie wyjątki, o których chciałoby się od razu zapomnieć i odciąć tę żyłkę w mózgu, która jest odpowiedzialna za przywracanie pamięci. Nie wiem co mnie skłoniło na pójście do kina na Botoks. Nie wiem, co mnie skłoniło, żeby pofatygować się z napisaniem recenzji, zamiast od razu zapomnieć o tym tytule. Ten film moim zdaniem w ogóle nie powinien się pojawić w takiej formie, w jakiej został wydany, ponieważ młodzież pracująca w największej polskiej firmie „Szlachta nie pracuje”, może ten film przypadkiem uznać jako wartościowe dzieło kinematograficzne. Co w tym filmie jest złe? Opanuję się i nie powiem, że wszystko. Wymienię tylko te najbardziej rażące w dobre imię polskiej kinematografii punkty.
Poziom językowy
Też lubię przypierdolić od czasu do czasu łaciną, ale odnoszę wrażenie, że liczba wulgaryzmów w filmie Botox przekroczyła jakiś logiczny limit, po którym film po prostu staje się niesmaczny. Podwórkowe słownictwo nie pasuje do dorosłych ludzi. Nie każdy lubi aktorów z zespołem Tourette’a, którzy prześcigają się w ilości głupich i płytkich słów.
Podobno to miał być jakiś manifest
Nie wypowiadam się na tematy polityczne, ale jeśli faktycznie z tego filmu miał być manifest (podobno antyaborcyjny – serio?), to wyszedł z tego niezły bubel. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby film, który dotrze raczej do osiedlowych buraków, miał stanowić jakieś ważne stanowisko w ważnej sprawie. Rozumiem, że to jakiś niewyłapany żart. To tak, jak by menela wykorzystać do promowania bezpiecznej jazdy na drodze.
Mocno przejaskrawiony świat pracowników służby medycznej
Gdyby przyleciało UFO i zobaczyło ten film, uwierzyłoby, że służba zdrowia to sama patologia, która okrada, krzywdzi, oszukuje i robi wszystko, co ze złem się kojarzy. Zobaczywszy to, uciekłoby na swoich małych nóżkach i na całą galaktykę wieść by niosło, że na planecie Ziemia, a dokładnie dzielnicy Polska, największym chujem jest branża medyczna i farmaceutyczna. Totalny brak obiektywizmu, który rzucałby choć cień światła na pozytywne aspekty służby zdrowia. Ale po co, skoro można skupić się wyłącznie na tym, co złe, silnie przejaskrawiając i oprawiając w najpłytszą z możliwych form artystycznych komunikacji.
Jeśli ktoś twierdzi, że ten film jest taki życiowy i ukazuje prawdę, to znaczy, że za dużo nasłuchał się hiphopowych kawałków.
Odnoszę wrażenie, że w scenariuszu najpierw tworzyły się te głupie texty, które z założenia mają być słynne w portalach z memami dla skrzywdzonej młodzieży, a dopiero później ubierało się w nie jakąś fabułę, aby nie wyglądały jak niepasujące puzzle.
Obsada aktorska mogłaby uratować ten film, ale…
…ale pajacowanie łaciną przed kamerami tylko pogorszyło stan tego filmu. Chyba sobie odpuszczę wszystkie kolejne filmy, które wyjdą od Patryka Vegi, bo jeśli każdy następny film będzie w ten sposób psuł reputację aktorów, to wydaje mi się, że zrobię przysługę aktorom nie oglądając ich w takich rolach.
Czy jest coś, co w tym filmie mi się spodobało?
Tak. Jest to drzewo w jakiejś połowie filmu. Gdy byłem zmęczony wysłuchiwaniem płytkich dialogów, znalazłem w trakcie filmu nowe hobby: oglądanie drugoplanowego drzewostanu. I wiecie co? To nieprawda, że nie ma lipy. Dzięki temu zajęciu szczęśliwie doczekałem końca filmu. Czy jest jeszcze coś, co mogło mi się podobać? I tu zaczynam się długo zastanawiać.
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.