Czy da się zepsuć burgera, który się nie psuje? Rozczarowanie burgerami McDonalds

Rozczarowanie menu z McDonalds

Oferta katalogowa McDonalds kojarzy mi się ze zdjęciami profilowymi na Tinderze. Wszyscy wiemy, o co chodzi: idealne światło, odpowiedni filtr, uśmiech przećwiczony przed lustrem, kilka ujęć, z których wybierasz jedno najlepsze. Efekt? Wyglądasz jak półbóg. Ale kiedy dochodzi do spotkania w realu, nagle czar pryska, a zamiast tego “wow” pojawia się “ojej”. No i to pytanie:

Gdzie jest to,
co widziałem na zdjęciu?

Rzadko bywam w McDonalds. Nie dlatego, że mam fobię przed złotymi łukami, tylko dlatego, że fast food traktuję jako opcję awaryjną. Byle jakie jedzenie nie jest moim standardem żywieniowym. Ale czasami, po całodniowym szwenduro, kiedy zrobię kilkadziesiąt kilometrów na rowerze, a jedyną “restauracją” w pobliżu jest McDonalds, nie mam innego wyjścia. W takich momentach siadam przed podświetlonym menu jak dziecko w sklepie z zabawkami.

Iluzja wyboru w menu restauracji

Zdjęcia kuszą. Soczysty burger, pachnąca bułka z sezamem, roztapiający się ser, chrupiąca sałata, pomidor, który wygląda jak z reklamy zdrowego stylu życia. Oglądam, analizuję, podejmuję decyzję. Biorę to, co najsilniej zaatakowało mój głód i wyobraźnię.

I wtedy nadchodzi moment prawdy. Otwieram papierowe opakowanie i…

Rozczarowanie

Zamiast okazałego burgera, który na zdjęciu przypominał dzieło kulinarnego designu, dostaję coś, co wygląda jak wspomnienie po jedzeniu. Bułka płaska jak pożyczony materac po trzech dniach festiwalu. Kotlet, jeśli można go tak nazwać, schowany gdzieś w środku, jakby się wstydził. Sos? Zamiast hojnego strumienia skromny ślad, który chyba powstał przez przypadek. Warzyw tak mało, że nawet szczur w metrze by się zastanowił, czy warto to brać.

I tak oto za 21,50 zł kupuję coś, co nie ma w sobie nic z obietnicy na zdjęciu. Patrzę na to i myślę: czy da się zepsuć burgera, który się nie psuje?

Bo wiecie, te miejskie legendy o kanapkach z McDonalds, które przez lata wyglądają tak samo, mają w sobie trochę prawdy. To jest produkt odporny na czas, pogodę i pewnie nawet lekki atak zombie. A jednak McDonalds potrafi dostarczyć go w wersji… popsutej. Bo popsutej estetycznie, popsutej emocjonalnie.

Teraz rozumiem, dlaczego osiedlowy kebab wygrywa z sieciowymi fast foodami

Porównuję to z kebabem z osiedlowej budki. Za tę samą cenę dostaję ogromne zawiniątko lub boxa wypełnione mięsem, warzywami, sosem. I – uwaga – wygląda dokładnie tak, jak na zdjęciu w menu. Ba! Czasem wygląda lepiej. Nikt tam nie bawi się w złudzenia optyczne czy food styling na poziomie Hollywood. Po prostu wrzucają to, co mają, i wrzucają tego dużo.

Sieciówkom odjeżdża peron

I tutaj zaczynam się zastanawiać: czy McDonalds w ogóle jeszcze próbuje? Czy to jest świadome? Bo może oni wiedzą, że my i tak wrócimy. Może ta płaska bułka to ich wersja mema: “patrz, i tak kupią”. Może to jest test lojalności klientów, taki psychologiczny eksperyment.

Ja jednak powiem tak:

Wolę zjeść kebaba, gdzie przynajmniej czuję,
że ktoś nie żałował składników
i szacunku dla mojego głodu.

A McDonalds? Cóż, może jeszcze dam im szansę, ale następnym razem tylko po to, żeby zrobić kolejne zdjęcie “przed i po” i porównać je na blogu. Bo to będzie jedyna wartość dodana z tego doświadczenia.


Spodobał Ci się wpis?
Mój blog otrzymuje się dzięki wsparciu czytelników. Będę wdzięczny, jeśli postawisz mi wirtualną kawę💚
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Wypowiedz się

Your email address will not be published. Required fields are marked *

743
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Napiwek = kod: 30 dni Legimi, 45 dni BookBeat 💚