Nie wiem, czy to tylko ja, ale mam wrażenie, że światło w domu ma magiczną moc. Czaruje pokój w przytulną oazę relaksu albo futurystyczny statek kosmiczny. Z tym właśnie przeświadczeniem ruszyłem na poszukiwania czegoś nowego do mieszkania. A że na salonowej scenie już króluje mój wypasiony system Philips Hue, pomyślałem: „Czas dać szansę taniości!”. I tak oto wpadły mi w ręce lampki RGB Lethe – budżetowe LED-y za niecałe 4 dyszki, które obiecywały cuda za śmiesznie niską cenę.
Zastanawiałem się: czy to nowy hit wnętrzarski, czy raczej kolejny plastikowy rozczarowacz? Czy tanie lampki mogą choć trochę dorównać markowym rozwiązaniom, czy może skończy się na ładnym elektrośmieciu? Przyszedł czas, żeby się przekonać
Lampki lekkie jak mały kebab
Pierwsze, co rzuca się w oczy (a raczej w dłonie) po wyjęciu tych lampek z pudełka, to ich lekkość. Są niemal niewyczuwalne – jakby ważyły tyle, co mózg wyborcy Konfederacji 🙂 Chociaż po ustawieniu na biurku waga nie ma już większego znaczenia, ta cecha sprawia, że lampki są niezwykle mobilne. Przesunięcie ich z jednego miejsca na drugie to żaden problem, choć przy ich wadze zastanawiam się, jak stabilnie utrzymają się na powierzchniach o różnym nachyleniu.
Cienki plastik. Delikatność na granicy kruchości
Lampki wykonane są z cienkiego plastiku, który na pierwszy rzut oka wygląda całkiem estetycznie, ale szybko budzi wątpliwości co do swojej trwałości. Już przy ich wyjmowaniu z opakowania miałem wrażenie, że trzeba się z nimi obchodzić delikatniej niż z porcelanową filiżanką. Plastik jest lekki, co dla niektórych może być zaletą, ale sprawia wrażenie tak kruchego, że nawet drobny upadek mógłby zakończyć się tragedią dla tych lampek.
Nie miałem odwagi tego sprawdzić. Kto wie, może po pierwszym zderzeniu z podłogą rozsypałyby się w drobny mak? Co prawda, u mnie leżą stabilnie na ruchomym biurku elektrycznym, więc przy normalnym użytkowaniu nie ma powodu do obaw, ale gdyby ktoś przypadkiem zahaczył je łokciem, ryzyko katastrofy wydaje się całkiem realne. Mam wrażenie, że te lampki są bardziej ozdobą, którą trzeba traktować z czułością, niż praktycznym dodatkiem do codziennego użytku. Jeśli jesteś fanem „surowych” testów wytrzymałości, RGB Lethe mogą tego nie przeżyć.

Lampki RGB położone poziomo wyglądają ciekawiej.
Elastyczne ustawienie. Pion, poziom, jak wolisz
Jednym z większych plusów RGB Lethe jest ich wszechstronność ustawienia. Można postawić je pionowo, jak przewiduje konstrukcja stojaka, ale równie dobrze wyglądają w pozycji poziomej. W moim przypadku ten drugi układ okazał się praktyczniejszy, bo lepiej wpasował się w moje biurko i rozstaw monitorów. Jak się ma trzy monitory na biurku, to rozmieszczenie pionowe lampek po bokach staje się problematyczne.
Jasność i kolory. Tanie, ale efektowne
Nie spodziewałem się, że lampki w takiej cenie mogą tak dobrze świecić. Jasność jest imponująca – światło jest wyraźne, kolory żywe, wręcz jaskrawe. W porównaniu do mojego systemu Philips Hue, RGB Lethe nie wypadają aż tak źle, jeśli chodzi o sam efekt wizualny. To świetna opcja dla osób, które szukają budżetowego, ale efektownego oświetlenia. Co prawda w tym tanim sprzęcie próżno szukać możliwości ustawiania własnych scenerii, ale tego bym tu nawet nie oczekiwał.
Pilot do wszystkiego. Prosty, ale funkcjonalny
W zestawie znajduje się pilot znany z wielu popularnych zestawów LED. Prosty w obsłudze, ale oferujący całkiem sporo funkcji. Można zmieniać rodzaje wyświetlania, prędkość efektów świetlnych, jasność, ustawić timer czy wybrać jeden z ośmiu kolorów. To spory atut, bo daje pełną kontrolę nad wyglądem oświetlenia bez konieczności dodatkowych aplikacji czy skomplikowanej konfiguracji. Jeśli ktoś ma lampki na wyciągnięcie ręki, może schować pilota. Na obudowie też są przyciski, którymi można sterować oświetleniem, choć nie mają tyle funkcji, co pilot.
Synchronizacja z muzyką. Pomysł lepszy niż wykonanie
Jednym z najbardziej intrygujących dodatków jest funkcja synchronizacji światła z muzyką. W praktyce jednak… działa to średnio. Czujnik dźwięku reaguje na dźwięki dość przypadkowo, przez co efekty świetlne nie mają wiele wspólnego z rytmem odtwarzanej muzyki. Pomysł świetny, ale realizacja pozostawia wiele do życzenia. Dla mnie to funkcja bardziej „na pokaz” niż do realnego wykorzystania. Nie nadaje się ani do dark ambientu, ani do The Prodigy.
USB-A zamiast USB-C. Przestarzały, ale wystarczający standard
Lampki zasilane są kablem z USB-A, co może być problematyczne dla zwolenników najnowszych standardów. Tak się składa, że od roku 2025 obowiązującym i jedynym standardem wtyczek do elektroniki jest USB-C. A kabel? Wprawdzie kabel o długości 1,8 metra to optymalny wybór dla większości biurek, jednak w przypadku bardziej rozbudowanych setupów – np. trzech monitorów – rozstawienie lampek staje się już wyzwaniem.
Jasność minimalna? Nie tutaj
Regulacja jasności to świetna funkcja, ale RGB Lethe mają jedną dużą wadę. Ich najciemniejszy tryb jest wciąż dość jasny. Jeśli liczyłem na to, że będę mógł używać ich jako delikatnego oświetlenia nocnego, szybko się rozczarowałem. Są po prostu zbyt intensywne, by pełnić taką rolę. Wielogodzinne ich używanie blisko oczu potrafi nieźle zmęczyć wzrok. Ja znalazłem na to sposób. Lampki odwróciłem tyłem, dzięki czemu nie świecą mi w twarz, lecz kolorowo oświetlają ścianę za moimi monitorami.
3 lata gwarancji. Miły gest, ale nie zachęca do inwestycji
Producent oferuje 3-letnią gwarancję na lampki, co jest miłym zaskoczeniem. Szczerze mówiąc, jednak wątpię, czy lampki przetrwają na tyle długo, bym skorzystał z tej opcji. Zakładam, że to sprzęt typu „kup, ciesz się, a po awarii zapomnij”. Z uwagi na niską cenę, nawet awaria po roku czy dwóch nie będzie dla mnie szczególnym ciosem.
Lampki RGB Lethe. Czy tanie oświetlenie może być ładne?
RGB Lethe to świetny przykład na to, że tanie oświetlenie może dobrze wyglądać. Nie jest to produkt bez wad – plastik, kiepska synchronizacja z muzyką czy zbyt jasne tryby minimalne to cechy, które mogą przeszkadzać. Niemniej, jeśli ktoś szuka budżetowego rozwiązania do oświetlenia biurka czy pokoju, te lampki są warte rozważenia. Sprawiają, że mieszkanie staje się przytulniejsze, a przy ich cenie trudno oczekiwać więcej.


Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.