“Equinoxe” (1978) jest jednym z najważniejszych elektronicznych albumów wszechczasów. Aż trudno uwierzyć, że od pierwszej edycji Equinoxe mija właśnie 40 lat. Tak! Album ten został wydany w 1978 roku, gdy jeszcze mnie nie było na świecie. Teraz, gdy mamy listopad 2018, pojawia się nowy album, będący kontynuacją klasyka. Album, który samym tytułem nie daje złudzeń, że jest nawiązaniem do starego “Equinoxe”. A zwie się “Equinoxe Infinity”. Jean Michel Jarre zachował się konsekwentnie. A czy tak samo jest z muzyką? Zaraz ta recenzja odpowie na pytanie.
Jean Michel Jarre – “Equinoxe Infinity”. Jeden album, dwie różne okładki symbolizujące dwa światy
Album “Equinoxe Infinity” posiada dwie okładki. Pierwsza, w otoczeniu natury, łąk, nieba, skał, zawierająca postać znaną nam już z albumu “Equinoxe” wydanego 40 lat temu. Jest nim tak zwany “Watchmen”, po naszemu potocznie zwany “obserwatorem” z lornetką. Nie wiadomo tak naprawdę, czy to jest człowiek, czy fikcyjna postać. Jak byłem mały, to bałem się tej postaci z okładki, mimo iż “Equinoxe” stanowił jeden z najważniejszych zbiorów mojej płytoteki i często po tę płytę sięgałem (a wcześniej kasetę).
Nowa zielona okładka symbolizuje dążenie człowieka do jednoczenia się z naturą – z tym, co pierwotne, najbardziej ludzkie, pierwotne. Druga, tym razem pomarańczowa okładka stanowi żywioł zupełnie odwrotny i ukazuje człowieka dążącego do zjednoczenia się z technologią i sztuczną inteligencją.
Oba te światy pasują do muzyki Jean Michel Jarre z tym, że muzyka z syntezatorów i tak zawsze będzie kojarzyć się bardziej z tym drugim żywiołem.
Stary, dobry Jean Michel Jarre z kultowym Equinoxe, tyle, że nowym
Po nieudanym moim zdaniem albumie “Eletronica” (2015/16), przyszedł czas powrotu do prawdziwego oblicza artysty. Dźwięki, z którego Jarre jest znany od ponad czterdziestu lat wreszcie zawsze będą kojarzone z tym muzykiem i jakiekolwiek odstępstwa nie spotykają się z przychylnością starych słuchaczy. Gdy w 2016 roku wyszła nowa, trzecia już edycja albumu “Oxygene”, poczuć można było mrugnięcie okiem w kierunku starych fanów. Tak samo jest teraz, gdy przychodzi nam zmierzyć się z “Equinoxe Infinity”. Tak właśnie powinien zawsze brzmieć Jean Michel Jarre. Dużo syntezatorów, nachodzące na siebie mistyczne akordy, w tle elektroniczne dźwięki zabierające nas w daleką podróż w kosmos i opowieść, która swoją narracją wtapia się w wydobywane dźwięki.
Moim faworytem w albumie “Equinoxe Infinity” jest utwór “Robots Don’t Cry (movement 3)”, w którym dużo jest nawiązania do serii Oxygene. Tutaj po prostu czuć, że to stary, dobry Jean Michel Jarre. To samo instrumentarium, te same dźwięki, tyle że ułożone na nowo i w inny sposób.
Zobacz, gdzie kupić najtaniej
Trzeba było jednak włożyć trochę nowości w to wydanie, dlatego Michel skomponował parę utworów, m.in “Infinity (movement 6)” czy “Don’t look back (movement 9)”, które wnoszą w legendę Equinoxe coś nowego. Może trochę niepotrzebnie, gdyż gatunkowo te utwory próbują przedostać się w kierunku komercyjnego dance-popu, ale na szczęście w rozsądnych dawkach.
Zdecydowanie lepiej Michelowi wychodzi wznawianie starych edycji, bądź ich kontynuacja, niż tworzenie nowych nurtów, które swoją komercyjnością w ogóle nie pasują do tego, z czym jest od zawsze kojarzony.
Opinia o “Equinoxe Infinity”
“Equinoxe Infinity” autorstwa Jean Michel Jarre uważam za album dobry. Nie powiem, że ponadczasowy, gdyż to, co miało ponadczasowego w jego twórczości powstać, już dawno powstało. Teraz wystarczy, że Jarre będzie konsekwentnie podtrzymywał ducha swej legendy w gatunku, którego 40 lat temu stał się pionierem.
Posłuchaj utworu „Robots Don’t Cry (movement 3)”
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.
Super recenzja, nie-super płyty. Do mnie nie przemawia, jeszcze 🙂 Jak to bywa przy pierwszych odsłuchach.
Pamiętam Jarre ze dwadzieścia lat temu. Słuchałem go namiętnie a Oxygene był moim podkładem do nauki. Dodam, że muzyka J.M.Jarre dobrze nadaje się do nauki i do długich podróży autokarem. Nowego Equinoxe jeszzcze nie słyszałem. Nawet nie wiedziałem że Jarre wydał teraz nową płytę. Jakoś bez szumu jest o tej płycie.
Chetnie bym posluchała tej plyty 🙂 byl czas, że Jarre goscił i w moich słuchawkach. Ciekawa jestem tej plyty 🙂
Lubie gdy muzyka wyzwala we mnie coś, gdy sprawia, że zaczynam coś czuć. Nie lubię utworów, które lecą w tle i sobie sa po prostu. Dużo bardziej cenie takie dźwięki, które budzą we mnie emocje, wzruszenie lub gniew.
Dzięki za polecenie!
A ja zupełnie inaczej odebrałem ten album i nie zgadzam się z autorem recenzji. Tą płytę można pochwalić za okładkę (obie okładki), muzyka to prawdziwy koszmarek. Jestem starym fanem Jarre’a i choć miał sporo ewidentnie słabych płyt ostatnia najnowsza część Oxygene odrobinę go rehabilitowała. Gdy pojawiła się zapowiedź sequela Eqiunoxe rozbudziły się moje nadzieje. Utwór, który można było znaleźć jako zapowiedź płyty w internecie wydał mi się słaby, nieciekawy, ale pomyślałem, że tak to bywa gdy wyrwie się z albumu koncepcyjnego jeden kawałek na potrzeby promocji. Później przyszedł jednak czas na wielkie rozczarowanie po przesłuchaniu całości Equinoxe Infinity. To nie jest album koncepcyjny. To składanka melodyjek, przy których dzwonek telefonu komórkowego wydaje się ambitną kompozycją. Początkowo wydawało mi się, że ta płyta to połączenie kilku mierniutkich dance popowych „hicików” promenadami, które mają udawać jakieś nawiązanie do wspaniałego, przemyślanego legendarnego Equinoxe, ale niestety te „promenady” powciskane są bez ładu i składu obnażają jedynie jeszcze bardziej kompletny brak pomysłu, który jest wspólnym mianownikiem tej płyty. Co ciekawe w moim odczuciu na Equinoxe Infinity można usłyszeć collage z wszystkich słabych płyt Jarre’a, za to ani jedna nuta nie nawiązuje do starego Equinoxe. Machnąłbym ręką na to wszystko gdyby nazywało się „Revolution Infinity”, czy coś w tym stylu, ale używając „Equinoxe” mistrz zasugerował, że ponownie ma coś do powiedzenia – niestety nie miał.
Mam jeden z albumów na winylu. Nie specjalnie ta muzyka trafia do mnie, głowa mnie boli po tych dźwiękach i czuję się przytłumiony.
The Watchers(Movement 1) przypomina mi Marka Bilińskiego z albumu Mały książę
Od pewnego czasu staram się przekonać do tego albumu, jednak szczerze to nie jest łatwe zadanie. Brakuje na tej płycie tej odrobiny magii, jaką przesiąknięta była pierwsza odsłona 'Equinoxe’. Movement 6 mnie wręcz przytłoczył, w ogóle nie pasuje do całości (bardziej nadawałby się do Chronology, z tym denerwującym, dyskotekowym rytmem). Również dziwne wrażenie robi The Openning. Gdyby były zastąpione utworami zbliżonymi stylistycznie do pozostałych, całość robiła by dużo lepsze wrażenie. To zawsze ryzykowne tworzyć po tylu latach sequel czegoś, co było niemal doskonałe. O ile w przypadku cyklu 'Oxygene’ i jego dwóch kontynuacji można jeszcze 'przymknąć oko (ucho), to 'Equinoxe Infinity’nie broni się tutaj w żaden sposób. Całość sprawia wrażenie powklejanych na szybko dość przypadkowo dobranych motywów muzycznych. Pozostaje zatem pewien niedosyt, a szkoda.
Ogólnie album nie jest zły. Trzeba go tylko 2-3 razy odsłuchać bo pierwsze wrażenie trochę rozczarowuje. To już nie jest tak ambitne dzieło jak Oxygene czy Equinoxe. Moim zdaniem JMJ mimo swojego wieku podażą za trendami i oczekiwaniami młodych słuchaczy nie zapominając o starych słuchaczach.Są elementy pop i rytmy dyskotekowe.(chociaż 75% dźwięków to dawne syntezatory i poczciwe promenady). Niestety, powrotu do dawnego stylu muzyki elektronicznej już nie będzie. Mało kto tego słucha a i w radio tez nie usłyszysz. Komercja wszystko zabija. Liczy się tylko Popek, Sławomir, Mandaryna itp
Muzykę Jean Michel Jarre można lubić, albo przejść obojętnie koło niej. Nie znam osoby, która pała antypatią do tej muzyki. Zaliczam się do grona osób, które lubią jego muzykę, a Equinoxe w oryginale wyryło w moim dzieciństwie znaczący wpływ na dalszą edukację muzyczną.
Equinoxe Infinity – chapeau bas. Tak właśnie brzmi współczesna muzyka elektroniczna. Artysta tworzy ją nie tylko dla siebie, ale i dla nas. Król muzyki elektronicznej JARRE nie może zastygnąć i zamknąć się w dźwiękach z poprzednich dekad. Ja bardzo wyczuwam jego charakterystyczny styl i smak, jego wrażliwość, oraz jego niepowtarzalność. Nie chcemy przecież kolejnych kopii Jego Dzieł. Tak jak się zmienia świat, tak się zmienia muzyka, zwłaszcza muzyka elektroniczna, która jest duszą chwili. POLECAM i uwielbiam, będę do tej płyty wracał.
Wolałam tę starszą wersję albumu.