Halloween, czyli noc, gdy duchy mają dyżur, a sklepy z dyniami robią roczny obrót w trzy dni. To także idealny moment, by się bać, albo przynajmniej udawać, że się boimy. Ale nie oszukujmy się: nie każdy horror to majstersztyk grozy. Są takie, które zamiast gęsiej skórki wywołują napad śmiechu, a potwory wyglądają jakby wyszły z taniego karnawału w Sieradzu. Zebrałem więc siedem najgłupszych horrorów, które są tak złe, że aż genialne. Zapnij pasy, bo zaraz wjedziemy na autostradę absurdu, gdzie logika ginie szybciej niż bohaterowie w pierwszym akcie.
Spis treści
1. Mordercze klauny z kosmosu (Killer Klowns from Outer Space)

To film, który zaczyna się jak parodia, a kończy się… jeszcze większą parodią. Z kosmosu zjeżdża statek w kształcie cyrku, a na Ziemię wychodzą klowny, które robią z ludzi watę cukrową. Brzmi głupio? Poczekaj, aż zobaczysz ich popcorn z homarami. Każda scena to karnawał kiczu: neonowe światła, lateksowe maski i efekty specjalne rodem z komunijnego pokazu magii. A jednak gdzieś w tej tandecie kryje się urok. Film ma w sobie dziecięcą beztroskę i daje czystą radość z kina klasy B. To jest seans, przy którym nie sposób się nie śmiać. A jeśli próbujesz, klowny i tak cię dopadną… z balonowym zwierzakiem.
2. Rekinado (Sharknado)

Rekiny i tornado – ktoś to naprawdę sprzedał producentowi. I dostał zielone światło! Świat pogrąża się w idiotycznej katastrofie, gdy huragan zaczyna wyrzucać rekiny z morza wprost na Los Angeles. Połączenie kina akcji, katastroficznego horroru i slapstickowej komedii, której najśmieszniejszy element to poważne miny aktorów, gdy walczą z latającymi drapieżnikami piłą łańcuchową. Efekty komputerowe wyglądają jak render z czasów Windowsa 98, ale film ma w sobie urok totalnej desperacji. Trudno go nie kochać. To idealny przykład kina tak złego, że aż kultowego. W każdym sensie słowa “fala absurdu”.
3. ThanksKilling

Jakby ktoś połączył Święto Dziękczynienia, tanie porno i murder mystery z kukurydzianego pola, to właśnie ten film. Głównym złoczyńcą jest gadający indyk z łakomym apetytem na zemstę i makabryczny sarkazm. Bohaterowie to grupa studentów, którzy zachowują się, jakby upadli na głowę jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Dialogi są pisane tak, że nawet ChatGPT miałby wątpliwości, czy to parodia, czy przypadek. Ale w tym właśnie tkwi jego siła. Ten film to czyste szaleństwo. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak wygląda piekło kalkulatora scenariuszowego, ThanksKilling da ci odpowiedź – z farszem.
4. Zombiebobry (Zombeavers)

Bobry. Zębate, martwe i spragnione krwi. Brzmi jak fabuła wymyślona po trzecim piwie – i dokładnie tak wygląda. Grupa studentów jedzie do drewnianej chatki nad jeziorem, a tam czekają na nich nie wampiry, nie duchy, tylko zombie-bobry. Twórcy zrealizowali film z pełną świadomością absurdu, więc całość ociera się o czystą autoparodię. Efekty praktyczne są cudownie prymitywne: gumowe potworki w ruchu to jak teatrzyk lalek po dopalaczach. Zobiebobry potrafią jednak rozśmieszyć do łez. W ich oczach widać autentyczne poświęcenie twórców, którzy wiedzieli, że tworzą coś głupiego i zrobili to z sercem.
5. Mordercza opona (Rubber)

To film o świadomej oponie, która zyskała moc telekinezy i zaczyna zabijać ludzi w pustynnym miasteczku. Koniec streszczenia – reszta to już filozofia absurdu. Reżyser Quentin Dupieux zrobił z tej historii dziwaczny eksperyment o naturze kina i bezsensu istnienia. Ale spokojnie – można też po prostu oglądać, jak czarna opona eksploduje głowy niczego nieświadomym ofiarom. Ten film to suchar przerobiony na manifest artystyczny. Przez cały seans zastanawiasz się: “Czemu ja to oglądam?” – a potem odpowiadasz sam sobie – “Bo mogę!”.
6. Noc Lepusa (Night of the Lepus)

Zanim powiesz, że króliczki są słodkie, obejrzyj ten klasyk z 1972 roku. Film o gigantycznych królikach terroryzujących małe miasteczko. Rzekomo horror, w praktyce zoologiczna katastrofa. Twórcy wzięli zwykłe króliki, nagrali je w zwolnionym tempie i wmówili widzom, że to potwory. Kiedy w tle słychać dramatyczną muzykę, a na ekranie biegnie futrzak wielkości kota – trudno nie parsknąć śmiechem. A jednak coś w tej naiwności zachwyca. To horror, który przypomina, że potwory są tym, czym chcemy, by były, nawet jeśli mają marchewkę w pysku.
7. Puchatek: Krew i miód (Winnie the Pooh: Blood and Honey)

Oto Puchatek, którego nie pokazałby Disney. Po utracie praw autorskich do Kubusia, ktoś postanowił zrobić z niego mordercę w lateksowej masce i nagrać “Puchatek: Krew i miód”. Dżungla Sześciu Dębów zamienia się w slasherowe bagno, a misiek z miodem w toporniaka z maczugą. Film próbuje być poważny, ale wygląda jak amatorski koszmar z konwentu fanów horroru. I właśnie dlatego jest tak zabawny. Zderzenie nostalgii z brutalnym kiczem daje efekt, który trudno opisać. Kiedy Puchatek powoli podchodzi do ofiary, słychać tylko wewnętrzny głos: “O miodku, nie!”.
Najdziwniejsze horrory na Halloween
Halloween nie zawsze musi straszyć. Czasem lepiej się pośmiać z potworów, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Jeśli masz ochotę na maraton kina niedorzeczności, zapal świeczkę w dyni, nalej sobie kakao (albo coś mocniejszego) i włącz którykolwiek z tych filmów. Bo prawdziwy horror to nie duchy, tylko fakt, że ktoś naprawdę to nakręcił.
Mój blog otrzymuje się dzięki wsparciu czytelników. Będę wdzięczny, jeśli postawisz mi wirtualną kawę💚
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizję i portale.