Jest 7:20 rano – dobry czas, budzik wygrywa melodyjkę, która brzmi jak idealny soundtrack do kolejnego odcinka serialu pt. „Moje życie pod kontrolą”. Z uśmiechem triumfu klikam „drzemkę”, bo przecież dzisiaj mam TYYYLE CZASU. No, przynajmniej tak mi się wydaje. W tym momencie, błogie przekonanie, że jestem mistrzem zarządzania czasem, popycha mnie do dalszego błogiego leniuchowania.
A potem następuje 7:48. I nagle cały świat eksploduje paniką.
Jeszcze tylko pięć minut…
Znasz to uczucie, kiedy budzisz się rano i uważasz, że spokojnie zdążysz zrobić absolutnie wszystko? Śniadanie? Na luzie. Prysznic? Bułka z masłem. Mail do klienta? W sekundę. Nawet wystarczy czasu, żeby w spokoju przejrzeć BlueSky. Po co się spieszyć, skoro życie daje tyle minut do dyspozycji?
No właśnie. Problem polega na tym, że gdzieś między pierwszym łykiem kawy a kolejnym odcinkiem śmiesznych kotów z TikToka, te minuty w tajemniczy sposób parują. W teorii są, a w praktyce… Cóż, „gdzieś zniknęły”. Zupełnie jak skarpetki po praniu – nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie, ale efekt jest taki sam: brak czasu.
Dlaczego klucze mają nogi?
Wracając do mojego feralnego poranka. Zegar pokazuje 8:21, a ja nagle uświadamiam sobie, że przecież za cztery minuty powinienem być już na przystanku, bo akurat dziś mam ważną wizytę, którą dawno planowałem. W jednej sekundzie komfort zamienia się w paniczne sprinty po mieszkaniu.
Pierwsze znikają klucze. Standard. Podejrzewam, że nocą dostają własnych nóg i uciekają, chowając się z czystej złośliwości w lodówce, pralce albo – najczęściej – w prawym bucie. Każda sekunda poszukiwań zabiera kolejny punkt mojego dobrego humoru.
Drugi znika telefon. Co ciekawe, zawsze jest na widoku, gdy nie jest potrzebny. Ale gdy muszę już wybiegać z domu, zamienia się w najlepszego zawodnika świata w chowanego. W stresie próbuję do siebie zadzwonić, używając pilota od telewizora. Tak, zdecydowanie jestem wtedy geniuszem 🙂
Na koniec znika portfel. Sprawca największych dramatów. Bo przecież bez portfela ani rusz. Klucz YubiKey, karty, dokumenty… wszystko magicznie teleportuje się w odległy wymiar. Po minucie szukania zaczynam rozważać emigrację do kraju, w którym pieniądze nie są potrzebne. Na szczęście po chwili uświadamiam sobie, że zamiast kartą, mogę płacić zbliżeniowo smartfonem. O ile też go znajdę, więc koło się zamyka.
Gorączkowe filozofowanie o sensie istnienia
Gdy wszystkie przedmioty pierwszej potrzeby już kompletnie wyparowały, nadchodzi chwila refleksji. Między przewracaniem kanapy, zaglądaniem do pawlacza (serio, dlaczego zaglądam do pawlacza?) i odrzucaniem kolejnych poduszek na sofie, zaczynam rozważać fundamentalne pytania egzystencjalne. Czy sens życia naprawdę sprowadza się do tego, by wiecznie szukać przedmiotów? Czy ktoś u góry urządza sobie ze mnie żarty?
Często to właśnie wtedy, gdy w panice krzyczę do ścian:
Co ja w ogóle robię
ze swoim życiem?!
orientuję się, że klucze leżą spokojnie na stole, portfel w kieszeni kurtki, a telefon… cóż, właśnie nim dzwoniłem do siebie chwilę wcześniej. Nie dziwię się, że był zajęty.
Następnym razem będzie inaczej… serio!
W drodze do drzwi (tym razem ze wszystkim już przy sobie) przysięgam sobie solennie, że nigdy więcej nie dopuszczę do takiej sytuacji. Od jutra wstaję punktualnie, kładę wszystko na swoje miejsce i zostawiam sobie margines błędu. Jasne, że tak będzie! Jestem przecież dojrzałym człowiekiem, który potrafi zarządzać własnym życiem.
…a potem nadchodzi kolejny poranek. I historia zatacza koło.
Czas płynie inaczej, gdy się spieszymy
Najdziwniejsze w tej historii jest to, jak bardzo zmienia się postrzeganie czasu, gdy zaczyna go brakować. Dwie minuty, które normalnie dłużą się w nieskończoność (szczególnie podczas oglądania reklamy na YouTube – na szczęście jest Premium), teraz mijają jak mrugnięcie oka. Chwila, która wcześniej wystarczała, by zrobić kawę, nagle ledwo starcza, by założyć buty.
To dziwna magia życia w ciągłym przekonaniu, że „jeszcze zdążę”, „przecież mam chwilę”, „w końcu nie muszę się spieszyć”. Magia, która zawsze, absolutnie zawsze kończy się zderzeniem z brutalną rzeczywistością.
A może chodzi o coś więcej niż klucze? Refleksja
Może te poranne dramaty są w rzeczywistości metaforą? Może uciekające klucze i telefon symbolizują coś głębszego. Nieustanny pościg za rzeczami, które wydają się być na wyciągnięcie ręki, ale ciągle gdzieś nam uciekają? Praca, relacje, marzenia – wszystko zdaje się czekać, aż „znajdziemy na nie czas”.
Prawda jest jednak prosta. Nigdy nie mamy tyle czasu, ile nam się wydaje. Zawsze myślimy, że zdążymy, że jeszcze jest mnóstwo czasu na to, co ważne. Aż nagle życie zaczyna przypominać sprint przez płonące mieszkanie, gdzie każda sekunda jest na wagę zupy czosnkowej z dużą ilością gęstego.
To jak z tym żyć? Czas nie spowolni
Może jedynym rozwiązaniem jest zaakceptowanie tego, że chaos jest wpisany w codzienność. Że życie nie jest idealnie poukładaną checklistą zadań, które możemy odhaczyć z precyzją chirurga. Że czasami, zamiast panikować, warto po prostu zatrzymać się na chwilę, odetchnąć i… uśmiechnąć się do siebie.
A jeśli następnym razem znowu będziesz mieć tylko pięć minut, pamiętaj, że nie jesteś sam. Gdzieś tam, w innym mieszkaniu, ktoś właśnie też nerwowo szuka kluczy, telefonu i sensu istnienia. I to jest w tym wszystkim chyba najbardziej pocieszające.


Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.