Tegoroczne upały? Katastrofa. Życie w tym piekle staje się wyzwaniem na miarę zawodów Ironman, zwłaszcza dla takich szczęśliwców jak ja, którzy mieszkają w kawalerce z widokiem na słońce. Każdy dzień to nowa przygoda: wyjście z domu to jak spacerek po Saharze, a powrót do mieszkania, które zdążyło się rozgrzać jak piec hutniczy, to prawdziwa uczta dla tych, którzy marzą o kąpieli w saunie. Skupić się na pracy? Odpoczynku? Obowiązkach? No cóż, chyba że ktoś uważa pot za najlepszy afrodyzjak. Wolałbym chłodniejsze lato, takie, gdzie można usiąść w cieniu drzew, poczuć delikatny powiew wiatru i naprawdę cieszyć się wakacjami, zamiast przemykać jak wampir przed światłem dnia. Pocenie się w takim upale to może i atrakcja dla fanów mokrych koszulek, ale dla mnie lato powinno kojarzyć się z radością i relaksem, a nie nieustannym maratonem w ucieczce przed słońcem.
Cieszenie się z upałów? To chyba jakiś żart
Nie ogarniam, jak można cieszyć się z tego, że zmiany klimatyczne serwują nam 33-stopniowe temperatury na plaży. Serio, to dla mnie zbyt hardcorowy program. Zamiast pluskać się w morzu, szukam cienia jak rozbitek wody. Ci, którzy twierdzą, że z powodu katastrofy klimatycznej w Polsce będzie można uprawiać owoce tropikalne, chyba nie przemyśleli tego do końca. Może i ananasy na działce brzmią fajnie, ale susze, zagrożenie dla rolnictwa, brak wody i wysychające rzeki to już mniej ekscytująca perspektywa. Więc może zanim zaczniemy zakładać plantacje mango, zastanówmy się nad tym, co naprawdę jest nam potrzebne – kilka dodatkowych stopni na termometrze czy stabilne, bezpieczne życie dla siebie i kolejnych pokoleń?
Skandynawia zamiast tropików
Serio, po co miałbym jechać na wakacje do ciepłych krajów, gdzie będę smażył się jak na grillu, skoro mogę męczyć się tak samo w Polsce, tylko za darmo? Jeśli już muszę wydawać kasę na urlop, to wybrałbym Skandynawię lub polskie morze. Tam klimat jest na tyle przyjazny, że można się cieszyć życiem, a nie walczyć z żarem lejącym się z nieba. Spacer po chłodnym lesie, relaks nad jeziorem czy zwiedzanie miast – wszystko to brzmi o wiele przyjemniej niż próba przeżycia dnia wśród betonowej dżungli. Skandynawia to mój wakacyjny cel, bo tam lato jest latem, a nie jakąś sadystyczną wersją piekła na ziemi.
Udręka życia w nagrzanym mieszkaniu
Mieszkam w kawalerce z oknem skierowanym na słońce. Latem to prawdziwa męka. Mieszkanie to jest niemożliwe do przewietrzenia. Wyobraź sobie, że twój dom to jednocześnie twoja praca, sypialnia i… sauna. Wietrzenie? Świetny żart, otwarte okno to zaproszenie dla gorąca i dymu papierosów sąsiadów na balkonie. A zamknięte? No cóż, duszność na maksa. Praca zdalna w takich warunkach? Czysta przyjemność, pod warunkiem że lubisz siedzieć w basenie potu i marzyć o chwili, kiedy klimatyzacja w końcu trafi na listę „must-have” w budżecie domowym. Nocą, zamiast regenerować siły w czasie snu, walczę o każdą odrobinę chłodu, przekręcając się z boku na bok w łóżku, które bardziej przypomina pobojowisko niż miejsce odpoczynku.
Z nostalgią wracam do pory zimowej, kiedy z okna miałem taki piękny chłodny widok:
@marcinkaminski_pl ❄️🎄 Śnieg na długi weekend. Let it snow. #snieg #zima #snow #winter
♬ Fallen Snow – Rebecca Applin & Sam Sommerfeld & Digby Marshall
Gotowanie w upale? Już nie dla mnie
Gotowanie w taki upał? Dziękuję, postoję. Każdy, kto próbował stanąć przy kuchence w takie gorąco, wie, że to najprostsza droga do podgrzania piekła, jakim jest rozgrzane mieszkanie. Para z garnków, rozgrzana patelnia – to przepis na dodatkowe kilka stopni ciepła, których zdecydowanie nie potrzebuję. Już wystarczająco źle jest, więc ostatnią rzeczą, którą zamierzam robić, to jeszcze bardziej podkręcać temperaturę. Zamiast tego postawiłem na zimne dania, sałatki i jedzenie na zimno. Duża ulga dla mojego organizmu i całkiem skuteczny sposób na utrzymanie jako takiego komfortu. A przy okazji polubiłem wymyślanie dań z ogórków. One nie dość, że dobrze nawadniają organizm, to jeszcze nie trzeba ich gotować ani smażyć. Oczywiście nie rozstaję się także z elektrolitami w tabletkach, które rozpuszczam w wodzie. Dzięki nim uzupełniam w organizmie minerały, które utraciłem w trakcie pocenia się. A gdy wychodzę na rower, koniecznie zabieram ze sobą napój izotoniczny – lepsze to niż udar.
Nadzieja na ulgę
Na szczęście wkrótce się przeprowadzam. Zrobiłem coś, co powinienem zrobić dawno temu – znalazłem trzypokojowe mieszkanie, które ma okna na cień. Tak, teraz mam nadzieję, że w końcu poczuję, czym jest lato bez ciągłego gotowania się we własnym soku. Przeprowadzka ta będzie obietnicą normalnego życia, gdzie chłodne dni, przewiewne wnętrza i możliwość wietrzenia bez wstrząsów termicznych staną się moją codziennością. Liczę na to, że lato w nowym miejscu będzie jak balsam na moją zgrzaną duszę. Czasami naprawdę niewiele trzeba, żeby poczuć się lepiej – odrobina cienia może zdziałać cuda.
Betonoza – niekończący się problem
A teraz powiedzmy sobie szczerze – jednym z głównych winowajców tego, że w mieście czujemy się jak na patelni, jest betonoza. Nasze piękne, zielone miasta zamieniają się w betonowe pustynie, które tylko czekają, żeby jeszcze bardziej nas podgrzać. Beton nagrzewa się w ciągu dnia i potem, jak złośliwy dżin, długo oddaje swoje ciepło, przez co nawet noc nie przynosi ulgi. Chodzenie po mieście staje się koszmarem, gdzie cień i chłód są niczym wygrana na loterii – rzadkie i bezcenne. Brak zieleni to problem dla estetów, ale przede wszystkim dla nas wszystkich, którzy musimy jakoś przetrwać te upalne dni.
Upały i rekordowe temperatury – nasza własna zasługa
Nie ma co się oszukiwać – to my, ludzie, zafundowaliśmy sobie to klimatyczne piekło. Nasze codzienne nawyki, samochody spalinowe, wycinka lasów i zamiłowanie do betonowania wszystkiego, co się da, przyczyniły się do tego, że lato zamienia się w prawdziwy survival. Zmiany klimatyczne to nie jakaś abstrakcja z podręcznika, to codzienność, z którą musimy się zmierzyć, gdy tylko spojrzymy na termometr i zobaczymy, że znowu przebił 30 stopni. Możemy narzekać na upały, ale to my sami jesteśmy ich twórcami. I dopóki nie zmienimy naszego podejścia do życia, nie możemy oczekiwać, że kolejne lata będą lepsze. Ale oczywiście, zawsze możemy udawać, że to nie nasza sprawa – w końcu kto by się przejmował, prawda?
Bonus na koniec wpisu: e-book
Na koniec tego wpisu chciałem Cię zachęcić do zapoznania się z moim e-bookiem pt. „Zniszczyliśmy ten świat. Sorry. Game over”.
Poniżej znajdziesz listę sklepów, gdzie kupisz mojego e-booka okazyjnie w promocji:
Pasjonat pozytywnego stylu życia. Prowadzę bloga od 2012 roku dzieląc się wiedzą i spostrzeżeniami. Ekspercko recenzuję rzeczy i miejsca warte uwagi, które zmieniają życie na lepsze. Poza blogowaniem napisałem kilka e-booków oraz publikacje w prasie drukowanej. Moje treści cytowane są przez duże media, w tym telewizja i portale.